Ile nas tu było

czwartek, 15 października 2015

Jelsa 2: Rozdział 2 "Z twojego ojca było niezłe ziółko"

Perspektywa Jack'a
Obudziłem się w swoim tymczasowym pokoju. Mocno przeciągnąłem ręce, ziewając przy tym, po czym wpłynąłem z pokoju. Nadal nie mogę uwierzyć w to wszystko, czego się wczoraj dowiedziałem i przeżyłem. Popłynąłem korytarzem w stronę kuchni. Zgłodniałem. Zjadłbym coś dobrego, ale mogę się założyć, że Water ma w lodówce tylko owoce morza, do których nic nie mam. Wydają się smaczne, więc czemu nie spróbować? Otworzyłem drzwi do kuchni i co, a raczej kogo ujrzałem? Jakuba. "Stał" przy ladzie i coś tam robił.
-Yyy, dzień dobry?-przywitałem się.
-O! Witaj Jack! Właśnie robię naleśniki, skusisz się?
-A poproszę, tylko jak je usmażysz, jak tu wszędzie jest woda?-zaśmiałem się pod nosem.
-Popatrz.
Jakub podpłynął do kuchenki i zaczął dziwnie zginać rękę, a po chwili kuchenkę otoczyła jakaś wodna bańka. W jej środku nie było wody. Water po chwili odpalił gaz i zaczął smażyć surowe ciasto. Patrzyłem na to z wielkimi oczami i otwartą buzią.
-Jak to zrobiłeś?
-Syrenie moce. Mogę cię nauczyć, jak chcesz.
-Pewnie, że chce, a najlepiej po śniadaniu, bo około 16 mam spotkanie z Luną.
-A o czym będziesz z nią gadał?
-Skoro Elza nic jej o mnie nie powiedziała, to ja jej to wszystko wyjaśnię, tyle, że nie dowie się, że ja jestem jej ojcem, no przynajmniej do czasu.
-Świetny pomysł. Tylko nie mów jej, że ze mną mieszkasz, bo od razu zacznie się czegoś domyślać.
-Ok.
Po chwili naleśniki były gotowe:
-Zapraszam do stołu!
Usiedliśmy przy stole i ze smakiem jedliśmy placki. Gospodarz jadł je głównie z krewetkami, wodorostami i twarożkiem, a ja z serkiem i jagodami, które nie wiem jak zdobył. Kiedy się najedliśmy, przeszliśmy do salonu, a tam Jakub pokazał mi jak używać jednej z mocy. Dziś ta bańka.
-No więc wyprostuj rękę i zginając lekko palce przesyłaj jej energię, a w głowie mów co ma robić.
Zrobiłem tak jak powiedział. Nic.
-I nic. Może ja nie mam tych zdolności co ty? Ty od zawsze byłeś trytonem, a ja po tym jak awansowałem.
-Na pewno je masz, tylko musisz poćwiczyć. No spróbuj jeszcze raz.
Skupiłem się i ponownie wyprostowałem rękę. W miejscu gdzie miała pojawić się duża bańka, stworzyły się tylko małe bąbelki, które po chwili popękały.
-Widzisz! Dawaj jeszcze raz!
Ucieszyłem się trochę i spróbowałem ponownie. Za każdym razem bańka stawała się coraz większa, aż w końcu, po 20 próbie udało mi się. Bańka była na tyle duża, że można by w niej trzymać człowieka. Ze szczęścia zrobiłem salto do tyłu! Oczywiście w wodzie, to żaden wyczyn, ale co innego można zrobić.
-Gratulacje! A teraz pędź na powierzchnię, bo Luna pewnie już czeka.-uśmiechnął się.
-Co?! Już 16!? Dobra, lecę...znaczy się płynę! Do zobaczenia!
I z prędkością wiatru wypłynąłem z zamku.

Perspektywa Luny

Godzina 15. Muszę już ruszać, bo za nim dotrę na miejsce, to minie trochę czasu. Wyjęłam z szafy przygotowane wcześniej ubrania, po czym je założyłam. Wyglądały o tak:

Do torebki schowałam jeszcze telefon, błyszczyk i słuchawki, po czym wyszłam z pokoju. Do mamy się tymczasowo nie odzywam. Nadal nie rozumiem, dlaczego nie chce mi o nim niczego powiedzieć. O Jack'u też jej niczego nie powiem, tak jak ona o tacie. Zaczęłam się skradać do wyjścia, lecz na moje nie szczęście, za drzwi prowadzących do niedawno dodanego do pałacu studia nagraniowego, wyszedł jego właściciel. Wujek Czkawka.
-Cześć wujku!-wyszczerzyłam się głupio.
-Cześć Luna, a ty gdzie pędzisz?-zauważył torebkę, którą zawsze zabieram, kiedy gdzieś lecę.
-A tak sobie polatać. No wiesz, żeby wyładować stres.
-Stres? To może jak chcesz go wyładować, to może ci coś zaśmiewam? Wiem, że je lubisz.-uśmiechnął się chytrze.
-Może innym razem. Ale i tak dzięki. Pa!
-Pa!
Usłyszałam jeszcze za sobą, po czym wyszłam z pałacu i poleciałam w stronę wysepki, na której poznałam Jack'a. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się strasznie bliski. Jakbym mogła mu zaufać, chodź znamy się zaledwie 1 dzień. Lot trwał jakąś godzinę. Wylądowałam na wysepce, na której się wczoraj poznaliśmy. Jeszcze go nie było, więc chwilę poczekam. Po jakiś 10 minutach, z wody wynurzyła się biała czupryna. Uśmiechnęłam się ciepło do niego, po czym kucnęłam, aby wygodniej nam się rozmawiało.

Perspektywa Jack'a

-Hej!-przywitałem się.
-Cześć!-usłyszałem.
-Przepraszam na spóźnienie, ale pod wodą ten czas leci jakoś milion razy szybciej.
-Nie szkodzi. A w ogóle co tam u ciebie?
-Dobrze. A co z tobą i twoją mamą?- chciałem wiedzieć, co tam słychać u Elzy.
-Chyba ok, ale i tak się do niej nie odzywam. Jak można nie powiedzieć córce, nic, kompletnie nic o własnym ojcu?!- położyła się na plecach, wpatrując w niebo.
-No przyznam, z twego ojca było niezłe ziółko.-zaśmiałem się pod nosem.
-Znałeś go?- podniosła się z prędkością światła.
-Jak własną kieszeń. Albo łuski.-zaśmialiśmy się.
-Opowiesz mi coś o nim, proszę.
-A co chciałabyś o nim wiedzieć?
-Wszystko!
-No więc usiądź wygodnie, bo będzie to długa historia. A więc wszystko zaczęło się 330 lat temu. Twój ojciec, był jeszcze zwykłym śmiertelnikiem. Pewnego dnia, poszedł ze swoją siostrą na łyżwy, na jezioro. Niestety podczas jazdy, jego siostra zatrzymała się na cienkim lodzie i groziła jej śmierć. Jednak on, uratował ją, lecz sam zginął. Księżyc jednak uratował go, lecz pod inną postacią. Stał się duszkiem, takim jak ja, ty, twoja mama i jej przyjaciele. Z początku był zagubiony, nie wiedział co robić, kim był i jaki jest jego sens istnienia. Po 300 latach, poznał Strażników. Znasz ich prawda?-pokiwała głową na tak- No więc, został on tam "uprzejmie" zaproszony i dowiedział się, że wybrał go Księżyc. Nie był z tego za bardzo zadowolony. W końcu nie pamiętał, co się stało przed śmiercią. Przez najbliższe jednak kilka dni, toczył walkę z Mrokiem. Żadne dziecko w niego nie wierzyło, puki nie musiał ratować strażników, którzy myśleli, że ich zdradził. W tamtym dniu, parę dzieci w niego uwierzyło i razem pokonali Mroka. Twój ojciec zgodził się zostać Strażnikiem, ponieważ poznał swoją przeszłość. Od tamtej pory, myślał, że wszystko już będzie dobrze, kiedy do jego życia znów wkroczył Czarny Pan. Stworzył on klona, wyglądającego jak twój tata. Namącił on Strażnikom, że to twój tata jest tym klonem i mają się go pozbyć. Niestety musiał uciec przed. Przez pierwsze miesiące szlajał się po świece, ale potem postanowił się gdzieś dobrze ukryć. Z racji tego, że przez ten cały czas był w ciele nastolatka, to zapisał się do liceum. Tam właśnie poznał twoich wujków i ciotki i do tego twoją matką. Bardzo się zaprzyjaźnili, lecz nie wiedzieli kim tak na prawdę jest, tak samo jak on nie znał lodowych umiejętności twojej mamy. Dowiedział się o nich długo po tym. Oni również. Ich miłość wtedy bardziej się rozkwitła. Niestety, twojego ojca dopadli strażnicy z Mrokiem. Kiedy mieli zadać ostateczny cios, zauważył, że Elza jest w niebezpieczeństwie i wykorzystał resztki sił, aby ją ratować. Umarł. Kiedy strażnicy zrozumieli swój błąd zabrali go do bazy Mikołaja i tam po paru godzinach Księżyc przywrócił mu życie, a jego przyjaciół i ukochaną przemienił w duszki. Do tego twój tata stał się Półbogiem, to taka ranga. Był najpotężniejszą istotą jaka istniała, zaraz po Księżycu oczywiście. Jak wiadomo, wszyscy się ze sobą pogodzili, lecz później nastąpiły nowe kłopoty. Twój tata podczas zwiadów, natknął się ponownie na Mroka, a ten zmienił go w lisa. Żył w tym ciele ponad trzy miesiące, a kiedy za wygraną z loterii postawili pałac, odzyskał poprzednią formę. Tamtego dnia, wyznał całkowicie miłość twojej matce i dalej chyba sama wiesz do czego doszło. Na następny dzień nastąpiła ostatnia walka z Pitchem. Niestety twój tata poległ, a parę dni później dowiedzieli się, że Elza jest w ciąży z tobą. 
-Łał, mój ojciec był niesamowity. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym go poznać.
-Nieraz myśli się, że osoby z którymi się tęskni, są daleko, a tak naprawdę są bliżej niż myślisz. 
-Dziękuje.-powiedziała, po czym mocno mnie przytuliła.
-Nie ma za co. Tylko pamiętaj, nie mówi o tym, że mnie widziałaś. Możesz powiedzieć, co wiesz o swoim ojcu, ale nie to od kogo i w ogóle. A teraz leć. Jest już po 21. Mama się pewnie martwi.
-Ojejku! Jak ten czas leci. No dobrze, lecę. Jeszcze raz dziękuje! Widzimy się jutro!
-Do zobaczenia! -zawołaliśmy na wychodne, po czym udałem się pałacu.

Perspektywa Luny
Podczas powrotu do domu, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. W końcu dowiedziałam się kim był mój ojciec. Co prawda, nie wiem jak się nazywał i wyglądał, ale to mi wystarczy. Jestem tylko ciekawa, skąd Jack tyle o nim wiedział? Byli jakimiś bliskimi przyjaciółmi czy coś? Nie ważne. Nie wiem, jak się mu za to odwdzięczę!? Coś wymyślę, ale to jutro. Jestem zmęczona i że akurat dolatuje do domu, to położę się spać.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

NIE. MAM WENY. NA PORZADNY. KOM.
Wystarczy ci slofo: OSOOOOOOOOOM? ; 3
Agadoo