Ile nas tu było

niedziela, 13 września 2015

Jelsa: Rozdział 6

 Ranek
Do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca, które obudziły mnie i Elzę. Cieszę się, że dziś idziemy w końcu do szkoły. Jak człowiek nie chodzi do szkoły z 300 lat, to mu jej braknie. Ubrałem się w swoją ulubioną niebieską bluzę i jeansowe spodnie i niestety niebieskie trampki. To nie znaczy, że jeśli parę osób zna moją prawdziwą tożsamość, to mogę zachowywać się tak jak kiedyś. Elza stworzyła sobie niebieską bluzkę, białą spódnicę i długie, do kolan kozaki na obcasie. Na dzień dobry dałem jej buziaka w policzek. Chciałbym, abyśmy już oficjalnie byli parą. Kiedy oboje byliśmy gotowi do szkoły, zauważyłem, że nikt po za nami jeszcze się nie obudził, więc postanowiłem to zmienić. Powiedziałem Elzie o moim pomyśle, a ta się zgodził, lecz tylko w połowie. Ja mam wszystko robić, a ona będzie tylko stać i patrzeć. Jak dla mnie może być. Otworzyłem po cichu drzwi i zerknąłem, czy teren jest czysty. Dałem znak Elzie, że droga wolna i żeby zachowywała się najciszej jak to możliwe. Ja żeby nie hałasować, zacząłem lewitować i w ten sposób doszliśmy do mojego pokoju. Powoli otworzyłem drzwi i wleciałem do środka. Ooo, wszyscy jeszcze słodko spali. Trzeba nie mieć serca, aby ich obudzić. A ja go w pewnym sensie nie mam, więc... Podleciałem nad łóżko, na którym spał Czkawka. Obok niego, jak w rzędzie koło łóżka leżeli wszyscy, przykryci kocami. Ustawiłem się poziomo do łóżka i wgapiłem w śpiącą twarz szatyna. Po chwili stworzyłem dużą śnieżkę (nie tą magiczną dop.aut.) i spuściłem ją na twarz zielonookiego. Kiedy zamarznięta woda uderzyła w mojego kochanego przyjaciela, ten pokręcił nosem i po chwili głośno kichnął, budząc przy tym wszystkich. Kiedy już trochę oprzytomniał, zadał mi jedno bardzo ważne pytanie:
-Co ty robisz? (naprawdę ważne XD dop.aut)
-Budzę was! Dziś szkoła!-krzyknąłem radośnie, po czym zacząłem latać jak wariat po całym pokoju.
-O matko! Proszę wszystko tylko nie do budy! -marudziła Merida.
-No już wstawajcie! -krzyknąłem, po czym z pomocą wiatru, ściągnąłem ze wszystkich ich koce.
-I z czego się tak cieszysz? To szkoła. -powiedział zaspanym głosem Julian.
-Jakbyście 300 lat nie chodzili do szkoły, to też chcielibyście do niej wrócić. -wyjaśniłem.
-Wątpię. -oznajmił Czkawka.
Kiedy tamci starali się wstać, a ja jak wariat dalej latałem po pomieszczeniu, to w pewniej chwili do pokoju weszła mama Czkawki. Ja szybko zareagowałem i podleciałem pod sufit, nad jej głową. To wyglądało jakbym leżał na suficie. Na szczęście mnie nie zauważyła.
-Wstaliście już? Dziś pierwszy dzień szkoły! Jeej! -próbowała im poprawić humo
-Yyy, tak, tak. Jeej. Szkoła! -udawał radość i co chwila na mnie zerkał, zestresowany, żeby mnie nie zauważyła jego mama Czkawka.
-A tak w ogóle gdzie jest Jack? -zapytała po rozejrzeniu się po pokoju.
-Yyy -zaciął się szatyn. Spojrzał na mnie, a ja pokazałem mu, żeby coś wymyślił. -poszedł do łazienki -palnął po chwili.
-Aha. Dobrze, to szykujcie się i marsz do szkoły. -powiedziała i wyszła.
Wtem wylądowałem na ziemi, przecierając swoje czoło.
-O mały włos. -odetchnąłem.
-Taa, ale do szkoły i tak musimy iść. -powiedział i walnął się w poduszkę Flynn.
-Jack, błagam, weź zrób jakąś dużą śnieżycę, aby odwołali lekcje -błagała Merida.
-Taa i na pewno nikogo nie zainteresuje to, że jest śnieżyca pod koniec zimy. -zaśmiałem się cicho pod nosem.
-Jack, błagam! -prosił Czkawka.
-Nia. -oznajmiłem.
-Elza, to może chociaż ty. Prosimy! -dodała Anna.
-Chciałabym, ale nie mam jeszcze tyle siły. Na śnieżycę, trzeba zużyć bardzo dużo mocy, a przez tą ranę, nie ma szans, abym rozpętała nawet najmniejszą.
-Jack, błagam cię na kolanach, zrób tą śnieżycę. -prosił Flynn.
-Za tą tajemnicę, chyba w końcu chyba się coś nam należy. -uśmiechnął się chytrze Czkawuś.
-A wczorajsza bitwa na śnieżki wam nie wystarczy? -załamałem się trochę.
-Nie. Jak nie pójdziemy dzięki tobie do szkoły, to ci wybaczymy. -powiedziała dumnie Punka.
-Ehh, no dobra... Ale jutro idziemy, tak? -postawiłem warunek.
-Ok. -powiedzieli w połowie smutno i w połowie szczęśliwi.
-Dobra, to ja zaraz wracam.
Otworzyłem znajdujące się w tym pokoju okno i wyleciałem przez nie. Laską, którą miałem cały czas przy sobie zacząłem przywoływać silny wiatr, który rozpętał w cały Burgess śnieżycę. Widziałem podczas lotu, jak wszyscy patrzyli przez okno co wyprawiam. Posłałem i swój nienaganny uśmiech i dokończyłem swoje dzieło. Po jakiejś minucie wszystko było gotowe, a ja z małym trudem doleciałem z powrotem do okna, a potem środka pokoju.
-Uff, gotowe. Zajęcia w szkole będą na bank odwołane. -powiadomiłem ich, odrobinę głośno oddychając.
Po chwili rozmowy, do pokoju weszła mama Czkawki.
-Czkawka, pani dyrektor dzwoniła. Zajęcia w szkole są odwołane do jutra. O witaj Jack! -powiedziała po czym wyszła.
Wszyscy przybiliśmy sobie piątki. Znów przypomniało mi się, jak to fajnie jest tworzyć śnieżyce i inne zjawiska pogodowe.
-Ej, słuchajcie. Lecę do Europy. Ludzie z stamtąd nie widzieli śniegu przez tą zimę. Pozałatwiam tam parę spraw i wracam za dwie godziny.
-No dobra,w końcu to twój obowiązek. -powiedział Czkawka.
-To do zobaczenia! -krzyknąłem i znów wyleciałem przez okno.

Perspektywa Czkawki
Jack poleciał do Europy. Mama pojechała do pracy. A ze mną są moi przyjaciele. No to trzeba coś wymyślić. Przypomniało mi się, że mam w szafie pełno filmów i komiksów o złym Jacku. Muszę się ich pozbyć, w końcu teraz znam o nim prawdziwą historię. Powiedziałem im o pomyśle. Ci się zgodzili i od razu poszliśmy do mojego pokoju. Z szafy wyjąłem kartonowe pudło i tam zaczęliśmy wrzucać wszystkie pisma, filmy i komiksy związane z podróbką Jacka. Po wczorajszej rozmowie, jeśli można ją tak nazwać, zrobiło mi się go szkoda. Z początku zachowywałem się jak kretyn z resztą tak ostro na niego naskakując. Byłem na niego strasznie zły. Lecz kiedy pojawiła się mama, zauważyłem w jego oczach strach, smutek i taką prośbę o wybaczenie. Czyli coś, czego nigdy u niego nie widziałem. Nie mogłem mu tego zrobić, więc uspokoiłem moją rodzicielkę po czym szczerze się do niego uśmiechnąłem. I do tego jeszcze schrzaniliśmy z tym filmem. Nawet nie chce wiedzieć, jak on się musiał wtedy czuć. Po tamtym, sam nie chciałbym nikomu powiedzieć o takiej tajemnicy. Po jakiejś godzinie wszystko było spakowane, więc wyniosłem to do holu. Zaniósł bym to pod śmietnik, ale Jack stworzył taką śnieżycę, że z domu się nie da wyjść. Potem ogarnęliśmy ten śnieg z mojego pokoju, który o dziwo jeszcze się nie roztopił, ale z pomocą Elzy zajęło to nam niecałe 30 min. Szczęśliwy zakończoną pracę usiadłem na kanapie z Meridą na dole i zaczęliśmy rozmawiać:
-Kto by pomyślał, że zaprzyjaźnimy się z Jackiem Frostem, co? -zacząłem rozmowę.
-Sama do tej pory nie mogę w to uwierzyć. I jeszcze to, że Mikołaj istnieje!
-I Kangur Wielkanocny! -zaśmiałem się. -Jack wczoraj mi o nim trochę opowiedział. -wyjaśniłem.
Po chwili usłyszeliśmy trzask bitego szkła. Szybko zareagowaliśmy i pobiegliśmy na górę. Całę piętro pokrył szron, lód i śnieg. Czyżby Jack wrócił? Usłyszeliśmy krzyki z pokoju Jacka. Nacisnąłem klamkę, która była lodowata, lecz nie mogłem otworzyć drzwi. Odsunąłem się kawałem dalej i z kopniaka je otworzyłem. Ujrzałem wściekłą Elzę, która próbowała się uspokoić i przerażoną resztę. Jacka jeszcze nie było. Po całym pokoju wirował śnieg i panowała tam jakby lodowa burza. Podszedłem z trudem do Julka i zapytałem:
-Co się tu dzieje!?
-Posprzeczałem się trochę z Elzą i jak widać przesadziłem! -odpowiedział.
No i kolejne info do zapamiętania: Elza kiedy jest wściekła nie panuje nad mocą. Zacząłem powoli podchodzić do niej, ale wytworzony przez nią wiatr, mi w tym nie pomagał.
-Elza, uspokój się! -starałem się do niej jakoś dotrzeć.
-Nie umiem! Nie umiem kontrolować swojej mocy! -przeraziła się.
-Chociaż spróbuj!
-Nie mogę! -rozpłakała się, co pogorszyło śnieżycę w pokoju.
Nie miałem pojęcia co robić. Nie wiem jak postępować w takich sytuacjach! Dlaczego nie uczą tego w szkole!!!...a no tak. Głupi ja. Kiedy wszyscy stracili nadzieje, że uda się nam coś zdziałać, usłyszałem otwierające się okno. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem... Jacka! Podleciał z trudem i stanął koło mnie.
-Co się tu dzieje!?
-Elza się wkurzyła i nie może nad tym zapanować!
-Czy tylko ja wiem, że takich osób jak ja i Elza nie wolno denerwować!?
-Teraz już to wiemy!

Perspektywa Jacka
Musiałem coś zrobić. Kocham ją. Zacząłem do niej powoli podchodzić. Klęczała i płakała. Uklęknąłem obok niej i starałem uspokoić.
-Elza, spokojnie. Nic się nie dzieje! -starałem się ją uspokoić.
-Jack, ja nad tym nie panuje! -płakała dalej.
Pomyślałem chwilę nad tym, co ja robię, kiedy chce powstrzymać śnieżycę. Na pewno zaciskam laskę i przesyłem jej moc. Ale Elza ma inaczej. Ona musi nad sobą zapanować. Coś musi ją uspokoić. A może raczej ktoś? Chwyciłem ją lekko za podbródek i lekko go podniosłem. Kiedy spojrzała mi w oczy, a ja jej delikatnie ją pocałowałem w usta. Były takie miękkie i delikatne. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Śnieg za nami zaczął opadać. Udało się! Po chwili oderwałem swoje wargi od jej ust i pomogłem jej wstać. Ta się lekko zarumieniła i chwyciła mą dłoń. Uśmiechnąłem się do niej i kiedy wstała, zapytałem reszty:
-Wszyscy cali?
-Tak -odpowiedzieli wszyscy zgodnie.
-Przepraszam was za to. -przeprosiła Elza.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nie kontrolujesz mocy? -zapytałem z głosem pełnym troski.
-Nie chciałem was tym martwić. Do tej pory dawałam sobie jakoś radę.
-Spokojnie, już jest dobrze. -powiedziałem i przytuliłem ją mocno.
-A zmieniając temat, jak tam w Europie Jack? -zapytał Czkawka.
-Ok. Nawet nie wiecie, jak stęskniłem się za tworzeniem zimy. Chciałbym, aby ten cały koszmar ze Strażnikami się już skończył -westchnąłem- A tak po za tym, przywiozłem wam pamiątki!
Powiedziałem, po czym wyjąłem z kieszonki karteczki z każdego kraju, magnesy, małe pluszaki, kubki i parę innych rzeczy. Ta kieszeń jest chyba magiczna, bo przecież to nie możliwe, żeby tam się zmieściło, aż tyle rzeczy. Każdy zaczął podziwiać przywiezione przeze mnie prezenty. Potem zmieniliśmy temat na szkołę i moje życie.
-... no i po tym jak wpadłem do tej wody, uratował mnie księżyc i tak stałem się Jackiem Mrozem. Przez pierwsze 300 lat nikt mnie nie widział, poza innymi duszkami, bo we mnie nie wierzono. Do tej pory mało osób mnie widzi, ale jak widać jest ich coraz więcej.
-Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, księżyc to taki jakby wasz bóg, czy coś w tym rodzaju, a widzą cię tylko osoby, które wierzą w Jacka Mroza. Więc jakim cudem, widzimy cię, skoro przedtem w ciebie nie wierzyliśmy tak w zupełności?
-Wierzyliście w złego Jacka Frosta, którym według was byłem ja. Ale kiedy poznaliście prawdę, to nic się nie zmieniło.
-Ale w takim razie, to nie możliwe, aby wszyscy z naszego liceum w ciebie wierzyli. Bez obrazy, oczywiście.
-Większość nadal wierzy w złego mnie, ale parę osób we mnie tam nie wierzy. Na przykład Daria.
-Ona w ciebie nie wierzy?
-Nie.
-A możesz dotknąć osoby która w ciebie nie wierzy?
-Nie.
-Więc, skoro tak, to...-zamknął oczy- Nie wierzę w Jacka, nie wierzę w Jacka -powtarzał. Po chwili otworzył oczy. -Eee, nie działa. -powiedział zawiedziony, gdyż chciał zrobić mi kawał.
-Nie da się przestać wierzyć tak od zaraz. To trzeba zrozumieć. -uśmiechnąłem się lekko.
-A ok kiedy z ciebie taki filozof? -zaśmiał się Kristoff.
-Taki już jestem! -zaśmiałem się.
Po chwili usłyszeliśmy zamykane drzwi i kobiecy głos krzyczący "kochanie wróciłam!". Zauważyłem, że w pomieszczeniu nadal znajduje się wiele śniegu.
-Czkawka, śnieg! -krzyknąłem cicho do szatyna.
-Zrobisz coś z nim? -zapytał pełny nadziei.
-Tak, tylko szybko otwórzcie okno! -powiedziałem, po czym z pomocą laski uniosłem biały puch do góry, po czym wywaliłem go za okno. Następnie stuknąłem mocno laską o podłogę, a lód i szron w mgnieniu oka zniknęły. Usłyszałem, lekkie stukanie  obcasów, wchodzących po schodach. Schowałem szybko swoją laskę pod łóżko i dosiadłem się do reszty. Kiedy mama Czkawki weszła do pokoju wyszczerzyliśmy i udaliśmy aniołki. Ta się tylko uśmiechnęła i wyszła. Odetchnęliśmy z ulgę i przez resztę dnia pokazywałem im swoje umiejętności i takie tam. Potem pod wieczór zatrzymałem śnieżycę i wszyscy poszliśmy spać. Ja spałem z Elzą dla waszej wiadomości.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to na dziś tyle kochani!
Jutro szkoła, wrrr... jak ja jej nie na widzę!
W porównaniu do Jacka, który będzie się wylegiwał cały dzień, ja będę się uczyć -.-
No to co mogę jeszcze powiedzieć?
Dobranoc!  

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Mnie też męczą w szkole. Już nam zaczną robić odpytki >.<
Agadoo
A tak w ogóle, to next ZACZEPISTY1 (y)