-...no i po zakończeniu tej bitwy, rzuciłem w twarz dowódcy śnieżką, lecz nie zostało to dopisane do historii. Niestety. -powiedziałem z rozczarowaniem, kiedy reszta się śmiała.
-Farciarz, nigdy tego nie zapamiętamy, a ty to przeżyłeś! -powiedział starając się powstrzymać śmiech Czkawka.
-Spoko, niedawno odkryłem, że mogę porozumiewać się telepatycznie, więc wam pomogę, jakby co. Wystarczy, że wymówicie w myślach, moje imię i zaraz się odezwę (kolejna bzdura, na potrzebę opka... dop.aut.)
-Świetnie! -uciszył się Flynn -Nareszcie jakiś fajny patent na ściąganie.
-Ej, słuchajcie, zapomniałam telefonu z sali gimnastycznej. Pójdziecie ze mną po niego? -powiedziała zestresowana brakiem telefonu Anna.
-Pewnie. A co powiecie możne na lot? Powinienem was udźwignąć. -zaproponowałem.
-Nie wiem, czy wiesz ale jest nas siedmioro. Nawet jeśli udźwignąłbyś nas, to nie dalibyśmy rady.
-No dobra, może innym razem. -powiedziałem zrezygnowany i udałem się za już idącymi nastolatkami w stronę szkoły. Po drodze, odpiąłem z bransoletki swój kij i z jego pomocą, robiłem na napotkanych drzewach przeróżne wzroki.
-Nie bo nie wytrzymam! Odkąd dowiedzieliśmy się, że jesteś Jackiem Frostem, nie daje mi spokoju to, po co ci ten kij?! -wybuchł Czkawka
-Hahaha -zaśmiałem się- Merida wygrałem! Śniadanie do łóżka poproszę na jutro rano. Tylko zimne! -znów się zaśmiał.
-O co chodzi? -zapytał zdziwiony Czkawka.
-Z Meridą założyłem się kto pierwszy nie wytrzyma i zapyta po co mi moja laska. Ja stawiałem na ciebie, a Merida Flynna. No i wygrałem! -zrobiłem fikołka do tyłu w powietrzu.
-No pięknie, czyli zakładacie się za naszymi plecami!? Foch! -udał obrażonego Julek.
-Dobra cicho już. A jeśli chodzi o pytanie, to ta laska, to taki mój przewodnik. Dzięki niemu łatwiej mi panować nad mocą. -wyjaśniłem.
-Ahaaaa. -powiedzieli wszyscy.
Po paru minutach doszliśmy do celu. Otworzyłem drzwi i wpuściłem wszystkich do środka, po czym sam wszedłem. W szkole nie było nikogo. Ani jednej żywej duszy, nie licząc nas. Doszliśmy do połowy drogi, kiedy poczuliśmy wzrastającą temperatura. Musimy szybko stąd wychodzić, albo będzie ze mną źle. Można powiedzieć, że jestem z lodu. Tak w połowie dosłownie. Moje narządy wewnętrzne tak jakby topnieją, a jak będą "martwe" to ja też. Reszta chyba też to poczuła, bo Czkawka podszedł do naściennego pilota, sprawdzającego temperaturę.
-Musimy szybko iść po ten telefon, bo ktoś włączył ogrzewanie. A co najgorsze, temperatura do której wzrosnąć to 45 stopni Celsjusza. -spojrzał na mnie znacząco.
-Dobra chodźmy. -powiedziałem i ruszyłem za nimi.
Po jakiejś minucie dotarliśmy do wielkich drzwi, prowadzących na salę gimnastyczną. Weszliśmy. Podłoga była drewniana i pokryta lakierem antypoślizgowym. Były narysowane na niej pasy do poszczególnych dyscyplin. Anna zaczęła szukać telefonu. Czułem się coraz słabiej. Zerknąłem na termometr w ścianie. 27 stopni. Było mi strasznie słabo. Spociłem się trochę. Poszedłem na środek boiska i ukucnąłem opierając się o swój kij.
-Jack, wszystko dobrze? -usłyszałem głos Roszpunki.
-Strasznie tu gorąco. -dodałem ledwo mówiąc.
-Racja, Anna! Znalazłaś już ten telefon?! -krzyknął Czkawka, do rudej dziewczyny znajdującej się po drugiej stronie hali.
-Mam go! -krzyknęła po chwili.
-Dobra, to spadamy stąd szybko. Jack, dasz radę iść? -zapytał troskliwym głosem szatyn.
-Tak -powiedziałem z małą chrypką.
Powoli wstałem na równe nogi u poszliśmy z stronę drzwi. Merida miała je już otworzyć, kiedy na nie wpadła.
-Co jest? -zapytała zaskoczona.
Zaczęła popychać je coraz mocniej i mocniej, ale nic z tego.
-Są zamknięte. Ktoś nas tu zamknął.
-O nie. Chłopaki temperatura jest coraz wyższa. Mamy tu 34 stopnie! -krzyczała spanikowana Roszpunka.
Trzymałem się rękoma o laskę. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Chłopcy pomogli mi dojść na środek hali. Nie wiem po co, ale tak po prostu.
-Elza, chodź tutaj! On jest cały gorący, spróbuj go schłodzić! -krzyczał zestresowany Czkawka- Jack, połóż się.
-Zrobiłem to o co prosił. Powoli się położyłem, tylko rękoma podtrzymywałem górną część ciała. Elza po chwili do mnie podeszła i rękoma przesyłała mi zimno. Jednak nie docierało, ponieważ temperatura w tym pomieszczeniu z każdą chwilą wzrastała i rozmrażała przesyłane zimno.
-To nic nie da. Jest tu za gorąco. -powiedziała, przerażona moim stanem Elza.
Wtem, przy drzwiach wejściowych znikąd magiczny wir. Wiedziałem już kto jest prowokatorem tego całego ciepła i zamknięcia nas tu.
-O nie. Strażnicy. -powiedziałem słabo.
Wszyscy jak na komendę wstali, oprócz Elzy, która cały czas przy mnie klęczała. Po chwilę z portalu wyszli niechciani goście. Wygląda na to, że już po mnie. Nie mam siły już walczyć. Jestem za słaby.Jednak podciągnąłem się trochę na lasce. Bo jak zginąć, to z honorem!
-No i nareszcie się widzimy. -powiedział bez żadnych uczuć North, wymierzając we mnie swoje szable.
-Dobra, kończmy to i ratujmy Jack'a -oznajmił Kangur, przygotowując bumerangi.
-Nie! Nie pozwolimy wam go skrzywdzić! -usłyszałem nagle krzyk Czkawki. Strażnicy dopiero wtedy zdali sobie sprawę, że są tu jeszcze inni nastolatkowie.
-Widzicie nas? -zdziwił się North- Nie ważne. Odejdźcie dzieciaki. To sprawa między nim a nami.-powiedział surowo.
-Jeśli chcecie, go skrzywdzić to też nasz sprawa. -oznajmiła Merida wyjmując łuk z torby, który zawsze przy sobie nosi.
-To nasz przyjaciel! -krzyknęła zła Elza.
-Posłuchajcie. To nie jest prawdziwy Jack Mróz tylko... -zaczęła Ząbek.
-Jego klon? Nie sądzę. -powiedział ostro Flynn. Szczerze to byłem pod małym podziwem, jak mnie bronią.
-Jeśli nie chcecie, po dobroci, to bardzo nam przykro. -powiedział oschle Mikołaj. -Piasek! -powiedział, po czym Piaskowy Ludek stworzył długi pas, którym odciągnął nastolatków ode mnie i podstawił pod ścianę. Nie miałem innego wyboru, musiałem albo walczyć, albo zginąć.
Zebrałem w sobie całą siłę i starałem unikać ciosów. Z początku nie najgorzej mi szło, ale temperatura dalej wzrastała a ja traciłem siły. Cały czas słyszałem przerażone krzyki przyjaciół. Pierwszy raz w życiu czułem się taki bezradny. Po chwili poczułem straszny ból w lewej ręce. Zając bumerangami poważnie mnie zranił. Upadłem na podłogę. Nagle usłyszałem wściekły krzyk Elzy. Słabo popatrzyłem w tamtą stronę i ujrzałem jak zamraża złoty piasek, który po chwili wybucha i wszystkich uwalnia. Elza podbiegła do mnie i trzymała za rękę prosząc, abym nie zasypiał. Słyszałem również walkę Strażników z nastolatkami. Nie chciałem, aby coś im się stało. Chciałem to przerwać, kiedy wszyscy usłyszeliśmy głośny huk i znienawidzony przeze mnie głos Mroka.
-Dosyć!!! -wydarł się.
-Mrok, czego tu chcesz. Zaraz zabijemy tego twojego durnego kolna i oddajesz nam Jack'a! -powiedział zdezorientowany North.
-Właśnie widzę. Jednak zainteresowała mnie ta oto osóbka. Nie jest jakimś tam duszkiem, ale moce posiada. Interesujące. -oznajmił Mrok, po czym zaczął do niej powoli podchodzić.
Kiedy był już koło niej, złapała ją za rękę i jak gdyby nigdy nic, chwycił zaczął iść z nią w stronę cienia, aby ją ze sobą zabrać. Blondynka szarpała się i krzyczała. Nie mogłem na to pozwolić.
-Mrok, co ty z nią robisz?! Puść ją! -krzyknął Zając.
-A jak nie to co? Zajmijcie się lepiej klonem, a nie nią. -stanął na chwilę w miejscu.
Wtem jak opętany, chwyciłem jednym szybkim ruchem swoją laskę i wystrzeliłem potężny pocisk w stronę Mroka. Ten w niego uderzył i uwolnił Elzę. Potem poczułem się jeszcze gorzej. Widziałem ciemność, a potem zemdlałem.
Perspektywa Northa
Mrok już miał porwać dziewczynę, kiedy uderzył w niego niebieski promień. Odepchnął go na drugi koniec sali, po czym razem z nim zniknął z cieniu. Popatrzyłem skąd przyleciało źródło promienia. Klon? Ale dlaczego miałby strzelać w Mroka. Jest jego panem i nie ważyłby się. I do tego uratował tą lodową dziewczynę. Ale to niemożliwe. To Jack! Ten prawdziwy. Klony nie mają uczuć, a on ma. To musi być on! Co myśmy zrobili? Po chwili nastolatek padł na podłogę i zemdlał. Spojrzałem na termometr. 45 stopni. On umiera. Roztapia się od środka. Jeszcze ta rana od Zająca pogarsza sprawę. W tamtej chwili wszyscy będący tam nastolatkowie podbiegli do niego nawołując jego imię. On umiera przez nas. Bo głupi uwierzyliśmy Mrokowi. Reszta z nas chyba też zrozumiała swój błąd. Zaczęliśmy powoli do nich podchodzić. Po chwili jeden z nich, szatyn o zielonych oczach, krzyknął do nas z łzami w oczach.
-Zróbcie coś! To wasza wina! Pomóżcie Mu, on umiera!
-Zając bierz Jacka, idziemy do bazy -postanowiłem szybko.
-Idziemy z wami! -oznajmiła ruda o kręconych włosach dziewczyna.
-Nie. Wy zostajecie tutaj. -powiedziałem spokojnie jak na tą całą sytuacje.
-To wykluczone. Chcemy mieć pewność, czy nic mu nie zrobicie jak go zabierzecie. -powiedziała lodowa dziewczyna, która... płakała? Błagam, tylko nie mówcie mi, że to dziewczyna Jacka, bo będę mieć ich wszystkich na sumieniu.
-No dobrze. -bolało mnie trochę to, że nam nie ufali. Ale co się im dziwić. Po czymś takim sam bym sobie nie ufał.
Po chwili Uszaty wziął na ręce krwawiącego, siwego nastolatka, a ja otworzyłem portal. Wszyscy do niego weszliśmy i przenieśliśmy do mojej bazy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
No, na dziś tyle. Wiem, że mało, ale jutro szkoła więc człowiek chce się wyspać.
Mam nadzieje, że rozdział się podobał.
Piszcie komentarze
i
Dobranoc!
P.S. Macie pozdrowienia od Jack'a!
5 komentarzy:
O_O NAJLEPSZY ROZDZIAŁ EVER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D ;D Normalnie teraz to będę miała extraśne sny przed szkołą XD
Chcę wiecej takiej akcji! Roozpływaammm sięęęęęęęęęęęę...
(No dobra, zwariowała, bo ten next był aż za dobry)
Dobranocka! Niech rano Twój bak we(ł)ny będzie pełen!
Agadoo
PS: Jak śmiesz mówić, że rozdział krótki! >:[
Może zmienisz Jacka w smoka? XD (mam już mocnego świra na punkcie tych gadów...)
Agadoo, rządająca nexta także na JWS Wiki.
Agdoo!
Po pierwsze, jesteś jakimś jasnowidzem, czy co?! Wiem, że zdradzam wam po części co będzie w następnych rozdziałach, ale z tym smokiem to zgadłaś (po części). A po drugie, też mam obsesje na punkcie gadów. W domu mam trzy jaszczurki : Legwana (Tomcia), Szyszkowca (Szyszka (tak wiem, oryginalne XD)) i Agama (Lusie). I właśnie dzięki nim wziął mi się pomysł na smoczego Jack'a XD.
Taaak, jestem jasnowidzem. *mówi z powagą*
No to wesoło musisz mieć z tymi jaszczurkami! (ja planuję mieć w przyszłości papugi nimfy, loretty, wróbliczki albo Kozy (XD nie mam pojęcia, kto wynajdywał tą nazwę gatunkową...ale sam ptak super hiper pikny *O*)
Ja sobie od dawna wymyślam ,,Strażników Marzeń 2", gdzie Jacuś jest ,,Pół smokiem panującym nad mrozem", i poznaje innych z tego ,,gatunku pół smoków panujących nad żywiołami i nie tylko"...mam porąbane myśli x3 i zawsze go zabijam i zmartwychwstaję xD
A, i miałam fajne sny przed szkołą C: tylko potem musiałam brać Ibuproma na potworny ból głowy...(może to przez j. niemiecki)
Kiedy czytałam jak to Jack zemdlał, to już sobie wymyśliłam, że: Roztapia się i zostaje po nim kałuża z wody i krwi. Po chwili woda zmienia się w chmurę, z której powstaje widmo smoka/sowy, które wylatuje przez okno/drzwi i zaczyna się tarzać w śniegu, dzięki czemu odzyskuje stopniowo cielesną formę. A potem wyjawia swój największy sekret, ale jak go powiem to pomyślisz że naćpałam się...czegoś.
Agadoo, która napisała chyba swój najdłuższy kom w Rzyciu.
"...W Rzyciu" hahahaha
Prześlij komentarz