-Witaj Jack. Dawno, żeś my się nie widzieli, co? -powiedział sztucznym uśmiechem.
-Czego od nich chcesz?! -wskazałem na Czkawkę i resztę.
-Widzę, że ci na nich zależy, co? Tak samo jak na Strażnikach?
Po chwili nad nami przeleciały sanie Northa. Mrok stworzył jakąś piaskową kulę, po czym wystrzelił ją w Strażników. Sanie świętego po oberwaniu kulą, wybuchły, a Strażnicy zginęli. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Coś ty zrobił Mrok! Nienawidzę cię! -powiedziałem, po czym z rąk strzeliłem w niego lodem. Ten jednak zatrzymał pocisk swoją ręką.
-Jack? -usłyszałem zdziwiony głos Czkawki.- Ty go znasz? I dlaczego władasz lodem?!
-Czkawka, ja przepraszam! Chciałem wam...
-Co chciałeś nam?! Oszukiwałeś nas tyle! Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a ty wykorzystałeś nas, aby się schować! Nienawidzę cię rozumiesz!!! -wydarł się szatyn.
-Czkawka, nie. Proszę. Daj mi to wszystko wytłumaczyć!
-Wytłumaczyć, to, że jesteś Jackiem Frostem!? Bezdusznym, duchem, który zabija niewinnych ludzi! Jesteś potworem! Słyszysz?! Potworem!!! -wydarł się ponownie.
Wtem koło nich pojawił się mój klon. Uśmiechnął się złowrogo, po czym laską, walnął o lód, na którym siedzieli moi, najwyraźniej byli przyjaciele. Lód pod nimi pękł i wszyscy wpadli do wody. Bez zastanowienia, biegłem co sił w tamtym kierunku, aby ich ratować, kiedy dziura w lodzie zniknęła. Uklęknąłem i starałem się wypatrzeć ich pod lodem. Po paru minutach, znalazłem ich nieprzytomnych, leżących na... kupie martwych ludzi. Tak jak w tym horrorze. Nie mogłem w to uwierzyć. Oni nie żyją. I to wszystko moja wina!
Wtem obudziłem się, cały mokry. Ciężko oddychałem. To był tylko zły sen! Co za ulga. Przejechałem ręką po twarzy, aby się trochę rozbudzić. Kiedy ponownie otworzyłem oczy, ujrzałem... wszystkich z telefonami w rękach, stojącymi nad moim łóżkiem. Zdziwiłem się i już miałem wstać, kiedy poczułem obciążenie na prawej ręce. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i ujrzałem śpiącą Elsę. Przypomniałem sobie wczorajsze zdarzenia i lekko się uśmiechnąłem. Nagle przypomniałem sobie również, o reszcie przyjaciół, stojących nad nami i robiącymi nam razem zdjęcia. Odwróciłem się do nich i krzyknąłem szeptem.
-Co wy barany robicie?!
-Zdjęcia na Snapchata. -odpowiedziała spokojnie Merida.
-W końcu nie co dzień widuje się dwójkę "przyjaciół" w jednym łóżku. -dodał Czkawka.
-Wiedziałam, że jednak ma uczucia i w kimś się kocha! -ucieszyła się Anna.
-No więc ile to już trwa? -zapytał z chytrym uśmieszkiem Flynn.
-Dajcie se spokój! I usuńcie te zdjęcia! -zdenerwowałem się i niestety przez to obudziłem Elsę.
Niebieskooka, delikatnie przeciągnęła się na łóżku, po czym nie zauważając reszty paczki, usiadła na łóżku, tuląc się do mnie i dając mi buziaka w policzek. Normalnie bym się ucieszył, ale trzeba pamiętać o kołkach, którzy są z nami w pokoju.
-Yyy, Elsa, bo ja...
-Co się stało skarbie? -powiedziała, szerzej otwierając oczy.
Wtem, zobaczyła resztę idiotów, którzy mogli szybko wyjść z pokoju, za nim się skapneła, ale nieee, woleli się z nas ponabijać.
-Witam gołąbeczki! -zaśmiał się Kristoff.
Elsa od razu ode mnie odskoczyła, a ja posłałem mordercze spojrzenie tamtym debilom.
-Co wy tu robicie?! -wkurzyła się Elsa.
-Yyy, nic nic. Tylko patrzymy, jak dwójka naszych przyjaciół, sobie razem śpi. A raczej spało. -zaśmiał się Czkawka.
Blond włosa popatrzyła na mnie z wyrzutem. Posłałem jej spojrzenie "ale to nie ja" i "przepraszam". Ta jednak posłała wszystkim mordercze spojrzenie i wybiegła w pidżamie z pokoju. Słychać było tupanie po schodach, a następnie trzask zamykanych drzwi wyjściowych. Po obróceniu głowy o tamtej bandy debili, skarciłem ich wzrokiem. Gdyby nie to ukrywanie swojej mocy, to zamroziłbym ich.
-Sorry -usłyszałem od Flynna.
-Sorry? Tylko tyla mi macie do powiedzenia!? Nie widzieliście jaka była zła?! -wkurzyłem się.
-No dobra przepraszam, ale nie sądziliśmy, że nasza Elsa i w szczególności ty, się zakochacie. -uspokoił nas Czkawka.
-Chyba każdy ma prawo do miłości, prawda? -powiedziałem oburzony.
-Prawda. No to może odpowiesz nam w końcu, kiedy to się zaczęło?
-Wczoraj. Zaraz po tym jak "poszliśmy po zapomnianą rzecz do Maka".
-Coś czułam, że nie o to chodziło! -zawołał Anna.
-Taa. Zaproponowałem jej łódki i kiedy tak rozmawialiśmy, mieliśmy się już pocałować, ale niestety lunął deszcz i nie wyszło. Ale ważne jest to, że ja kocham ją, a ona mnie. No przynajmniej wszystko było pięknie, za nim się tu zjawiliście. -i znów niemiłe spojrzenie.
-No dobra, przepraszamy. Na serio. A teraz może idźmy jej poszukać.
-Racja.
W mgnieniu oka wyskoczyłem z łóżka i z resztą pobiegliśmy z stronę drzwi. Każde z nas chwyciło kurtkę i wybiegliśmy na ulicę. Każde z nas zaczęło się rozglądać. Po chwili spostrzegłem coś na asfalcie. Powoli podszedłem i ujrzałem... lód. Oczywiście wiem, że to nie dziwne spotkać lód pod koniec zimy, zdarza się czasami, ale ten lód był inny. I nie łączył się z resztą, tylko jakby były to czyjeś kroki. Znam się na lodzie najlepiej na świecie i tam miał w sobie zamknięte uczucia. Strach, złość, smutek i poczucie zdrady. Tylko, że lód nie ma uczuć. Czułem, że musimy iść za śladami zamarzniętej wody. Biegliśmy tak parę kilometrów, aż w końcu doszliśmy do dużego jezioro. Jest nazywane "magicznym" ponieważ, woda w nim nigdy nie zamarza, ani nie wyparowuje. Zawsze ma letnią temperaturę, więc można się w niej pluskać o każdej porze. Chcieliśmy chwilę odpocząć, więc usiedliśmy w wysokiej trawie i patrzyliśmy na wodę. Zaczęliśmy myśleć, gdzie mogła uciec niebieskooka. Ja po paru minutach odłączyłem się od rozmowy i zacząłem wgapiać się w jezioro. Było tak samo piękne i magiczne jak Elsa. Kiedy ją odnajdę, ponownie wyznam jej miłość i poproszę, aby została moją dziewczyną. A jeśli o nią chodzi, to właśnie idzie brzegiem jeziora... JEST!!! (Jack ty to jesteś spostrzegawczy -.- dop.aut.) Dałem znak reszcie, że ją znalazłem i aby zachowali się cicho, żeby znów nie uciekła. Wszyscy położyliśmy się na brzuchach, opierając głowy rękoma i zaczęliśmy ją obserwować. Kiedy tak na nią patrzyliśmy, zauważyliśmy, że ma na sobie długą, niebieską suknie, na ramiączka. Zdziwiło to nas, ponieważ kiedy uciekła, miała na sobie pidżamę, a raczej do domu nie zdążyła by dobiec, przebrać się i tu przyjść. Mi lotem zajęło by to 30 min. Patrzyliśmy dalej. Po jakiś dziesięciu minutach, postanowiłem do niej podejść, bo nic ciekawego nie robiła. Już się miałem odnieść, kiedy nagle czyjaś ręka przygniotła mnie do ziemi. Spojrzałem pytająco na Flynna, który był właścicielem ręki. Ten wskazał mi drugą ręką, Elsę. Zrobiłem niezrozumiałą minę i spojrzałem w wskazaną stronę. Elsa popatrzyła na wodę, po czym podniosła delikatnie lewą nogę i chyba chciała wejść do wody, kiedy nagle... postawiła nogę na wodzie, a ta zamarzła. Wszystkim opadły szczeny. Blond włosa, zaczęła stawiać kolejne kroki, tworząc mały, nierówny, lodowy pomost. To ona ma moce!?!?! Ale przecież nie jest duszkiem! Tylko dlaczego tego wcześniej nie zauważyliśmy. Więc to mnie do niej ciągnęło. Ona jest taka jak ja! Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Wstałem niepewnie i zacząłem powoli podchodzić do dziewczyny. Kiedy stałem już na piasku, odezwałem się:
-Elsa? -zapytałem jak głupek.
Wtem ta szybko się odwróciła. Kiedy zobaczyła mnie i resztę z tyłu, strasznie się wystraszyła. Lód pod jej nogami pokrył szron i stał się ciemniejszy.
-Jack? -powiedziała przestraszona.
Parę sekund później, lód pękł, a niebieskooka wpadła do wody. Wtem odzyskałem świadomość. Reszta jak na zawołanie stała i zaczęła biec w moją stronę. Ja jednak nie zwróciłem na to uwagi i skoczyłem za nią do wody. Taka temperatura nie robi mi dobrze na zdrowie, ale dla ukochanej wszystko. Zacząłem płynąć na dno. Elsa starała się wydostać na powierzchnię, ale buty na obcasach utrudniały jej sprawę. Chwyciłem ją pod ramię i zacząłem płynąć do góry. Źle się czułem, Woda była ciepła. Po chwili wyłoniliśmy głowy na powierzchnię . Dalej pomagałem jej płynąć. W końcu dopłynęliśmy do brzegu. Elsa wyszła z wody pierwsza, a ja za nią. Obije położyliśmy się na piachu i głośno oddychaliśmy. Nadal mi za ciepło. Kiedy w końcu oprzytomniałem odwróciłem się w stronę Elsy. Była strasznie blada i to nie tak jak zwykle. No przynajmniej teraz dlaczego ma taką bladą cerę. Po chwili, przybiegła do nas reszta.
-Elsa! -zawołała szczęśliwa Anna.
-A-a-anna? -zapytała słabo.
-Elsa? Co się dzieje? I dlaczego nigdy nikomu nie powiedziałaś o mocach?! -wołała dalej rudowłosa.
-Anna, ciszej. Coś jest nie tak. -uspokoiłem siostrę ukochanej.
Zacząłem ją powoli oglądać, kiedy ujrzałem koło jej lewej ręki krew. Podniosłem ją delikatnie i ujrzałem wielką ranę, z której sączyło się strasznie dużo krwi.
-Musimy zawieść ją do szpitala! -krzyknął Czkawka, wyjmując z kieszeni telefon.
-Nie! Jeśli podczas badań pobiorą jej krew, to od razu zorientują się, że ma moce i będzie w niebezpieczeństwie.
-No to co robimy?! Jeśli nie zatamujemy krwawienia, to umrze!-krzyczała przerażona Merida.
-No to je zatamujemy! Czkawka, chodź tutaj!
Poprosiłem o pomoc Czkawkę. Delikatnie i powili podniosłem tułów Elsy do góry. Czkawka trzymał ją ku górze. Chwyciłem jej rękę i obejrzałem ranę. Wyjąłem z kieszeni kawałek materiału i przetarłem lekko ranę, aby było widać rozcięcie. Westchnąłem lekko. Wiedziałem co muszę zrobić. I zrobię to, nawet jeśli grozi mi to śmiercią. Podniosłem lekko rękę nad ranę i zacząłem ją zamrażać. Skoro Elsa ma moce, to musi nie czuć zimna.
-Jack? -usłyszałem zdziwiony głos Czkawki
Spojrzałem na niego spod białych włosów takim przepraszającym spojrzeniem. Rana była strasznie głęboka, więc zajęło mi chwilę, zamrożenie i zatamowanie krwotoku. Po jakiejś minucie, skończyłem i zabrałem rękę. Elsa słabo na mnie patrzyła. Bolał mnie brzuch na widok zaskoczonych twarzy przyjaciół. Jednak najważniejsze jest teraz to, aby pomóc Elzie.
-Trzeba zabrać ja do domu! -powiedziałem stanowczo, nie zwracając uwagi na to, że przed chwilę wszyscy odkryli, że mam moce.
-Z tym może być problem, bo nasi rodzice wyjechali za granice na tydzień i nikogo nie ma w domu. -powiadomiła Anna.
-Możemy iść do mnie! -zaproponował Czkawka.
-No to już, szybko! Lód długo nie przetrzyma!
Wziąłem ukochaną na ręce, po czym razem z resztą zaczęliśmy biec do domu Czkawki.
-Nie wierze, że ty też to przed nami ukrywałeś! -mówił szatyn biegnąć obok mnie.
-Nie uważasz, że to nie najlepszy czas na takie rozmowy? -powiedziałem i przyśpieszyłem bieg.
Resztę drogi nikt się nie odzywał. Razem z Czkawką, jako pierwsi dobiegliśmy do furtki. Parę sekund później była przy nas reszta. Szatyn otworzył furtkę, po czym podbiegł do drzwi. Nacisnął klamkę, lecz drzwi były zamknięte. Zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, lecz nie znalazł klucza.
-No pięknie. Zostawiłem kluczę w środku.
-Świetnie! -powiedziałem trochę zły. Po chwili wpadłem na pomysł. -Masz otwarte drzwi balkonowe?
-Chyba tak, nie zamykałem ich rano. Tylko jak mamy tam wejść, to strasznie wysoko.
-Tym się nie przejmuj. Trzymaj ją.
Podałem Czkawce Elzę, po czym odszedłem kawałem dalej. Wszyscy patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Ja nie zwróciłem na to uwagi i podleciałem na balkon. Stanąłem na barierce, po czym podskoczyłem do szklanych drzwi. Tak jak mówił Czkawka, były otwarte, więc wszedłem do środka i lecąc, aby było szybciej, poleciałem do drzwi. Otworzyłem je najszybciej jak umiałem, po czym wpuściłem nastolatków do środka. Ci biegiem weszli do środka i popędzili do pokoju szatyna. Tam na łóżku położyli poważnie ranną, ja po chwili doleciałem.
-No to co teraz zrobimy? Przecież tylko Elza znała się na medycynie. -zmartwił się Flynn.
-Ja się co nieco znam. -oznajmiłem.
-Ty? A niby skąd? Masz to w pakiecie z lodowymi mocami? -powiedział zły na mnie Czkawka.
-Nie, ale 300 lat przyglądaniu się rannych dzieciom w szpitalach robi swoje. -lekko się uśmiechnąłem.
-300-stu latach? -zdziwił się Czkawka, ale nie usłyszał odpowiedzi, ponieważ wypędziłem ich wszystkich z pokoju.
Elza była w połowie przytomna. Wiem, że wszystko słyszała i widziała, ale nie mogła za bardzo mówić. Z szafy Czkawki wyjąłem apteczkę. Wyjąłem z niej wszystkie potrzebne rzeczy. Usiadłem koło Elzy. Niepewnie na mnie patrzyła. Lekko się do niej uśmiechnąłem, po czym zabrałem się do pracy. Roztopiłem odrobinę lód w ranie, po czym spojrzałem, czy jakieś naczynka czy coś innego nie zostało uszkodzone. Na szczęście nic się jej poważnego nie stało, więc wziąłem się za zszywanie. Niestety, ale mała blizna jej zostanie. Kiedy byłem w połowie szycie, usłyszałem cichutki głos Elzy.
-Jack?
-Spokojnie. Jestem tu. -złapałem ją za dłoń.
Po chwili musiałem ją jednak puścić i dokończyć zszywanie rany. Kiedy skończyłem, posmarowałem jej rękę maścią, która pomoże szybciej się zagoić. Na koniec przykleiłem jej wieki plaster. Elza zaczęła powoli odzyskiwać siły i wszystko normalnie rozumieć. W końcu zaczęła normalnie kontaktować.
-Jack? Ty masz moce. -mówiła zdziwionym głosem.
-Jak widać, nie tylko ja. -posłałem jej szczery uśmiech. -Możecie już wejść! -krzyknąłem do reszty stojącymi za drzwiami.
Po chwili wszyscy weszli, z trochę złymi jak i ciekawskimi minami. Przekręciłem oczami, ponieważ widziałem, że zaraz zaczną się pytania do nas, ale mają prawo widzieć.
-Jak się czujesz Elzo? -zapytała Anna.
-Już lepiej. A właśnie, dziękuje Jack za pomoc. -przytuliła mnie lekko.
-Nie ma za co.
-No to skoro, wszyscy już się dobrze czują, to może wasza dwójka odpowie nam na parę pytań- powiedział z założonymi rękoma Czkawka.- Elzo, może ty pierwsza?
-Nie męcz, jej! Jest jeszcze za słaba! -pouczyłem go.
-A co nam zrobisz!? Zmienisz w bałwana czy zamrozisz!? -oburzył się Flynn.
-Przestańcie! -uspokoiły nas dziewczyny.
-Jack, dam radę. Mają w końcu prawo wiedzieć. -powiedziała do mnie Elza.
-Ale jak się źle poczujesz, to mów. -poprosiłem.
-Dobrze. A więc od czego mam zacząć? -zapytała cicho.
-Może od tego, od kiedy tak masz i czy to Jack cię tym zaraził? -zapytał już spokojniej Czkawka.
Posłałem mu złowrogie spojrzenie. Myślałem, że jesteśmy sobie jak bracia, a on mnie teraz oskarża o takie rzeczy?
-Jack mnie niczym nie zaraził! -wkurzyła się -Mam tak od urodzenia! I nic nie mogę na to poradzić. -ostatnie powiedziała już smutno.
-A oprócz zamrażania wody umiesz coś jeszcze? -zapytała Merida
-Umiem kontrolować śnieg, lód i wszystko co jest związane z zimnem. -odpowiedziała jak na przesłuchaniu, co mnie trochę wkurzyło. Jak oni mogą ją tak męczyć?
-I ostatnie pytanie. Dlaczego nam nigdy o tym nie powiedziałaś? -zapytała Anna, która w odróżnieniu od reszty, zapytała z troską.
-Bałam się. Kto by w końcu chciał się przyjaźnić z czarownicą. Myślałam, że kiedyś uda mi się pozbyć tego uroku, ale jak widać, nie wychodzi mi. -powiedziała, a Anna ją przytuliła.
-A teraz może ty Jack. -powiedział oschle Czkawka -Powiedziałeś, że 300 lat robi swoje. Jesteś nieśmiertelny czy dłużej żyjesz?
-Jakby to powiedzieć, teraz już jestem nieśmiertelny. -odpowiedziałem równie oschle, co Czkawka.
-Jak to teraz? -zapytał tak samo jak przedtem.
-300 lat temu uratowałem siostrę. Mogła się utopić i zginąć, lecz poświęciłem za nią swoje życie. W nagrodę stałem się Jackiem Mrozem. Mówi ci to coś? -zapytałem złowieszczo, jakby coś mnie opętało.
-Zaraz. Jack Mróz, Jack Frost?... To ty jesteś tym złym duchem,którego tyle lat szukaliśmy! -krzyknął Czkawka.
-I co zamierzcie ze mną zrobić, bo ja już wiem co z wami! -powiedziałem unosząc się jak opętany w powietrzu.
Ci aż drygnęli ze strachu, oprócz Elzy. Flynn z Czkawką upadli, aż na podłogę. Ich miny były bez cenne. Nie wytrzymałem i ze śmiechem upadłem na podłogę.
-Gdybyście widzieli swoje miny! -mówiłem, starając się powstrzymać śmiech.
Reszta ogarnęła się z szoku i ponownie z chęcią mordu na mnie spojrzeli.
-Nic nie rozumiem. Skoro ty jesteś tym duchem, to dlaczego my jeszcze żyjemy- zapytał prawie krzycząc Kristoff.
-Duchem jestem, to fakt, ale nie tym złym co zabija, tylko jestem Duchem Zimy i Zabawy. -oznajmiłem, lekko lewitując.
-Zimy i Zabawy? I my mamy ci w to uwierzyć? -zapytał kpiąco Czkawka.
-No to patrzcie.
Zauważyłem, ze Flynn jest najbardziej zły, więc postanowiłem to wykorzystać. Stworzyłem śnieżkę, po czym dmuchnąłem w nią swoim powietrzem. Kluka zaświeciła się na niebiesko. Była gotowa, więc rzuciłem ją w twarz brązowowłosego. Przed jego oczami pojawiły się niebieskie iskry, co oznacza, że czar zadziałał. Po chwili zaczął się śmieć i namawiać wszystkich, abyśmy wszyscy poszli zrobić bitwę na śnieżki. Mnie się tam pomysł spodobał, ale trzeba było jeszcze trochę powyjaśniać, więz zrezygnowałem.
-Co ty mu zrobiłeś? -zapytał zdziwiony Czkawka
-Pobudziłem w nim radość i chęć do zabawy.
-Ale przecież jesteś trupem. Trupy są złe! -krzyknął zdezorientowana Roszpunka.
-Za dużo się horrorów naoglądaliście. A z resztą ja nie jestem takim zwykłym trupem, tylko duszkiem,który musi chronić w dzieciach nadzieje, radość i spokój. Jestem Strażnikiem Marzeń.
-Ta jasne. I możesz jeszcze Święty Mikołaj istnieje? -powiedział kpiąco już ogarnięty Flynn.
-A żebyś wiedział. -powiedziałem opinając breloczek od bransoletki, dzięki czemu odzyskałem swoją laskę.- Wygląda trochę na Rosjanina i jest trochę straszy, ale po za tym jest ok. A i ciekawostka, zabawki robią Yeti, a nie elfy. -powiedziałem z chytrym uśmieszkiem.
-Naprawdę? -zdziwiła się Elza,
-Tak. Ma na imię North. Do tego znam jeszcze Piaskowego Ludka, Zębową Wróżkę i niestety Zająca Wielkanocnego, chodź dla mnie jest to bardziej Kangur -zaśmiałem się pod nosem.
-Dlaczego niestety? -zapytała już spokojniej Merida.
-Bo ma charakter. Jest złośliwy, marudny i strasznie zarozumiały. Do tego, ma dwa bumerangi, którymi już parę razy oberwałem. -powiedziałem zawstydzony.
-Nadal ci trochę nie wierze, ale przypuśćmy, że ci wierzymy. To dlaczego, nie jesteś z resztą swoich strażników, tylko chodzisz do szkoły i plączesz się po mieście?
-Bo nie mam wyboru. Mrok...
-Mrok? -zapytał zdziwiony Kristoff.
-Czarny Pan. Mój największy wróg. Wmówił strażnikom, że jestem złym klonem, którego mają zabić, bo inaczej zabije mojego klona, który nie jest mną, a oni myślą, że to prawdziwy ja (pozdro dla tych co zrozumieli XD dop.aut.).
-Aaaaaaha. Czyli z tego co zrozumiałem, oni chcą cię zabić, bo myślą że jesteś zły, więc ukrywasz się w szkole, aby trudniej było im cię znaleźć, tak? -upewnił się Czkawka.
-Dokładnie.
-Czyli zrobiłeś sobie z nas przykrywkę!? -krzyknęła Anna.
-Znaczy się z początku, tak, ale potem naprawdę was polubiłem. -przysiągłem.
-No, ale... -zaczął Czkawka, jednak nie skończył, ponieważ do pokoju weszła jego mama. Zanim się zorientowała, stanąłem na ziemi.
-Hej! Wszystko tu ok? -upewniła się.
Wtem wszyscy na mnie spojrzeli. Trochę się bałem, że wygadają, kim jestem. Zabolała, mnie lekko głowa, ze strachu, lecz po chwili usłyszałem głos Czkawki.
-Jest dobrze. Już dobrze. -zapewnił ją, po czym szczerze się do mnie uśmiechnął.
Odwzajemniłem jego ciepły uśmiech, po czym usiadłem koło Elzy.
-No dobrze, to jakbyście czegoś chcieli, to będę na dole. -powiedziała, po czym wyszła.
-Dobrze mamo!
Kiedy usłyszałem schodzenie po schodach, momentalnie podleciałem do Czkawki i mocno go przytuliłem.
-Dziękuje. -powiedziałem starając się nie płakać.
-Nie ma za co. Przyjacielowi w potrzebie, trzeba pomóc. -poklepał mnie po plecach.
Odczepiłem się od niego, po czym ponownie usiadłem na łóżku.
-Mam nadzieje, że to jednak koniec tajemnic, no chyba, że ktoś ma jeszcze coś, to niech wali. -spojrzał po wszystkich.
-No dobra, jak dzień szczerości, to ok. -zaczął Flynn.- Tak naprawdę nazywam się Julian. -przyznał się.
-I czego się wstydziłeś? To nic w porównaniu z tajemnicami Jacka i Elzy. -zaśmiała się Roszpunka.
-A! Ja mam jeszcze coś! Nie na widzę ciepła. -powiedziałem z udawaną powagą.
-Ok? Czyli co, jesz lód i zimne napoje? -zdziwiła się Merida.
-Może bez przesady, że tylko to, ale zdrowsze jest dla mnie zimne jedzenie.-poprawiłem ją i nagle kichnąłem. Pięknie mam katar, to chyba przez tą ciepłą wodę.
-Dobrze się czujesz? -zapytał się Czkawka.
-Nie za bardzo. Strasznie tu ciepło. -stwierdziłem.
-Muszę zapamiętać, że ty chorujesz kiedy jest ci gorąco. Poczekaj, wyłączę tu grzejniki. -powiedział, po czym podszedł do grzejnika i zakręcił dopływ ciepła.-gotowe.
-I tak będzie tu za ciepło -stwierdziła Anna.
-Mam pomysł! Tylko musicie założyć kurtki i w ogóle coś ciepłego. -poprosiłem ich.
Ci nie wiedzieli o co mi chodzi, ale posłuchali i założyli swetry, kurtki i inne ciepłe rzeczy. Kiedy byli gotowi, stworzyłem mały płatek śniegu. Zaczął kręcić się wokół mojej dłoni, więc podrzuciłem go do góry. Po chwili płatek śniegu tak jakby lekko wybuchł, tworząc śnieg w pokoju, który sypał się z niczego.
-Łał -zachwycili się wszyscy.
-No dobra, to co robimy? -zapytałem.
-Może horror?
-Byle nie Jack Frost. Teraz ten film wydaje mi się idiotyczny. -stwierdził Czkawka.
-To może zagramy w butelkę? -zaproponowaliśmy wspólnie z Czkawką.
-Nie! -krzyknęli wszyscy zgodnie. Odkąd ja dołączyłem do dawania pytań i wyzwań, butelka im zbrzydła. Nikt nie chciał dostać wyzwania ode mnie i Czkawki.
-A co powiecie na bitwę na śnieżki? -zapytałem z chytrym uśmiechem.
-Ok! I tak ze mną nie wygrasz! -powiedziała zadziornie Merida.
-To samo mówiłaś wczoraj. A tak w ogóle, to chyba zapomniałaś, że stoi przed tobą Jack Mróz. Mistrz bitew na śnieżki, który jeszcze nigdy nie przegrał! -zawołałem dumnie.
Po chwili poczułem uderzenie w tył głowy. Oberwałeś śnieżką! Odwróciłem się w stronę napastnika. Czkawka! Wyczarowałem sobie kupkę śnieżek, po czym zacząłem trafiać w każdego osobna. Jedynie Flynn usiadł na krześle i przyglądał się zabawie. Chciał udawać dorosłego.
-Flynn no dawaj, chodź! -wołali wszyscy.
-Nie dzięki, posiedzę. -oznajmił.
-Jack, jesteś Duchem Zabawy, weź coś zrób! -zawołał wesoło Czkawka.
-Już się robi! -zawołałem i podszedłem do Juliana.
-No to jak mam użyć czarów, czy sam z własnej woli dołączysz?
-Nie chce! -zaprotestował.
Ja jednak jestem uparty, więc stworzyłem kolejny płatek śniegu poprowadziłem go w twarz brązowowłosego. Po chwili jak poprzednim razem złapał zapał do zabawy i zaczął rzucać śnieżkami. Elza również dołączyła do zabawy, gdyż czuła się już lepiej. Zabawa skończyła się parę minut po północy. Goście i Czkawka poszli do mojego pokoju, w którym jest cieplej a mnie i Elzę zostawili w tym. Nie chciało mi się przenosić tego śniegu i reszty do mojego pokoju. Pogadałem jeszcze chwilę z blond włosom o naszych mocach, po czym razem położyliśmy się spać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
WOW, to chyba mój najdłuższy rozdział w życiu.
Aż dziwne, że mi się udało tyle napisać, bo Jack ciągle mi marudzi jak mogłam napisać, że w filmie jest potworem. W ramach zemsty zamyka mnie w szafie lub zamraża mi pulpit. Wrrr...
Przepraszałam go chyba z tryliard razy,
Uparciuch -.-
Nawet nie chce nic tu dodać.
No cóż, to ja idę dalej przekomarzać się z białowłosym młotkiem!
Do zobaczenia!
P.S. Nie to że naciskam, ale Ollka PL pisz kolejny rozdział bo nie wytrzymam!!!
2 komentarze:
Najlepszy next, jaki się tutaj pojawił! :D
Czekam na więcej tego...osomu? x3
Agadoo
Sory ze nie konuje xd ale mam lenia xs
Rozdzial zajebisty!!! Na nexta czekam!!!!
Prześlij komentarz