Właśnie dolecieliśmy do bazy Northa. Ja siedziałem na ramieniu Elzy, a Czkawka leciał obok. Nagle poczułem zapach w powietrzu. Pierniki! I futro? Zając! Matko ten futrzak będzie, ale nieważne, bo North ma pierniki! Najlepsze na świecie. Zaczęliśmy szukać gospodarza. Po chwili dotarliśmy do Jadalni. Szczerze, to miałem wielką nadzieje, że Mikołaj tam będzie, bo stamtąd wydobywał się ten słodki zapach słodkości. Śmiało weszliśmy do środka. Strażnik nadziei siedział przy stole, razem z uszatym. Jednak największą uwagę skupiłem na talerzu leżącym na stole. PIERNIKI!! Z trudem powstrzymywałem się, aby nie doskoczyć tam i zjeść ile ich wlezie. Święty i Kangur popatrzyli w naszą stronę.
-Yyy, no hej. North, mamy problem.-powiedziała zdołowana Elza.
-No właśnie widzę.-powiedział zaskoczony, kiedy zeskakiwałem na stół.-Jack, coś ty znów narobił! Dopiero wróciłeś i znowu pakujesz się w kłopoty?!
-Ej! Po pierwsze tym razem to wina Czkawki, a po drugie, nie drzyj się tak! Smoczy słuch i bycie małym plus głośny krzyk to nie fajne połączenie!
-Dobrze, przeprasz...Zając weź się ogarnij.-starał się nie krzyczeć.
Popatrzyłem w stronę Kangura. Tak się śmiał, że prawie spadł z krzesła.
-Jaki liliputek!!-śmiał się dalej.
Lekko wkurzony, strzeliłem do niego lodem, przez co oberwał w twarz i upadł na podłogę. Kiedy wstał miał całą głowę w śniegu, a wąsy pokrył lód.
-Zabije!
-Teraz to chyba nie mamy równych szans, nie uważasz?-uśmiechnąłem się chytrze.
-North weź mu pomóż, bo nie wytrzymam. I do tego bałwan jeden ma racje!
-A tak w ogóle, powiecie mi ja to się stało?-zapytał zmęczony naszą kłótnią.
-Może powiem w skrócie. Czkawka jakimś cudem się zmniejszył, ja go znalazłem i się zaraziłem, potem poszliśmy do jego labu z próbą powiększenia, po nieudanej próbie znalazła nas Luna, potem reszta i teraz wy.
-No dobrze. To wszystko?
-Tak.
-Czyli mało wiemy, A więc chodźmy do mojej biblioteki. Może coś tam znajdziemy.-oznajmił.
-Ja z Czkawką tu zostaniemy i poczekamy. Tylko będziemy przeszkadzać.-uśmiechnąłem się głupio.
-Hmm, no dobrze.-powiedział i wyszedł. No to jesteśmy sami z Czkawką.
-Dlaczego chciałeś zostać?-zapytał zdziwiony.
-A to dlatego!-wskazałem na górę pierników.-Smacznego!-krzyknąłem i pobiegłem w stronę słodkości.\
Czkawka też nie mógł się oprzeć i zaczął je za mną zajadać. Było ich mnóstwo, tak jak czasu na pałaszowanie ich. Mniam! Od 12 lat ich nie jadłem! Jedliśmy tak chyba z 15 min., kiedy otworzyły się drzwi i wszyscy wrócili. Akurat połykałem ostatni kawałek piernika. Nic już nie zostało! Popatrzyłem na Northa. Zaczął się robić czerwony jak pomidor. Ups. To chyba chodzi o to, że nic nie znaleźli XD. Po chwili Miko zaczął coś tam wrzeszczeć, ale zrozumiałem z tego wszystkiego tylko "Zjedliście moje pierniki!!!", a dalej to bełkot. Potem mieliśmy coś w rodzaju biegów, bo Miko chciał nas za to zabić. Ja tam z gracją omijałem jego wielkich łapsk, lecz za ostatnim razem nie miałem tyle szczęścia i zostałem złapany i zamkniętych w jego dłoniach. Pachniały sosną. Dziwne? Poczułem, że gdzieś przechodzimy, Po chwili uwolnił mnie z "uścisku" i nie zgadniecie gdzie się znalazłem. W domku dla lalek. A co miałem na sobie? Różową sukienkę. Popatrzyłem wściekle na śmiejących się przyjaciół i Strażników. Aby się ogarnęli donoście ryknąłem (no wiecie, jak smok dop.aut.). Zadziałało. Zdarłem niedbale z siebie tą wstrętną kieckę i od razu przeszedłem do sedna.
-I co znaleźliście coś?
-Niestety, ale nie. Nie wiemy jak was powiększyć.-powiedział już smętniej Miko.
-To spróbujcie chociaż laskę pomniejszyć, żebym mógł latać!-powiedziałem jak gdyby nigdy nic.
-Nie rozumiesz? Nie wiemy jakim cudem się zmniejszyliście! Ty i Czk...Gdzie on właściwie jest?-wszyscy zaczęli się rozglądać.
Nagle do pokoju jak gdyby nigdy nic wszedł Czkawka. A co najlepsze w normalnych rozmiarach!
-Czkawka!? Ale jak ty urosłeś?!-zdziwiła się Punka.
-A no tak! To taka śmieszna, krótka historia. A więc, okazuje się, że zmniejszanie to moja moc.-wyszczerzył się głupio.
-A mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego ja taki jestem?!
-Jak nocowałem u ciebie, musiałem niechcący się zmniejszyć śpiąc.
-Powiększ go/mnie!!-wrzasnęliśmy razem.
-No już dobra, spokojnie!
Czkawka machnął lekko ręką, a ja ponownie zyskałem normalny rozmiar.
-Zabije cię!!-krzyknąłem, starając dogonić uciekającego już Czkawkę.
Zamieniłem się w smoka i zacząłem za nim biec.
Perspektywa Elzy.
-Nie wytrzymam z nimi psychicznie.-powiedziałam kiedy te palanty wybiegły z pokoju.
-Ja też.-odpowiedzieli wszyscy zgodnie.
-To może wywieźmy ich na...-zaczął już zadowolony Zając.
-Nie!-powiedzieliśmy wszyscy naraz.
-No dobra, dobra.
Po chwili chłopcy wrócili do sali uśmiechnięci od ucha do ucha.
-Czkawka, chciałby przeprosić!-zawołał rozweselony Jack.
-Słucham?! To ty zionąłem we mnie lodem i przez ciebie nie mam czucia w lewej nodze!
-Trzeba było mnie nie zmniejszać!
-Trzeba było mi nie pomagać!
-O Księżycu! To przepraszam, że jestem taki pomocny!
-Masz miękkie serce, to miej twardą dupę!
-Możecie już skończyć?! Dzięki North za pomoc. Jack! Do domu! A ty Czkawka mógłbyś być dojrzalszy!-zawołałam wściekła.
-Wściekła żona, ratuj się kto może!-zaśmiał się Flynn.
-Nie jesteśmy małżeństwem!-zawołałam z Jack'iem.
-Jeszcze.-wyszeptał do reszty, lecz i tak to usłyszałam.
Przy wyjściu, Jack zamienił się w smoka, bo nie miał tej swojej laski, a my polecieliśmy dzięki wiatrowi do domu.