Ile nas tu było

wtorek, 1 grudnia 2015

Jelsa 2: Rozdział 12 "Czkawka, weź się ogarnij!"

Na następny dzień, postanowiliśmy z Czkawką przyśpieszyć trochę naszą wędrówkę, dlatego on zaczął lecieć, a ja tworzyć lód po którym z olbrzymią prędkością się ślizgałem jak na łyżwach. W ten sposób dotarliśmy do najgorszego punktu naszej podróży...schodów. Z lekkim przerażeniem spojrzałem w górę. Te schody są jak Monte Everest! Czkawka się tak tym nie przejął, bo on umie latać, a ja? Z aniołem zaczęliśmy obmyślać plan jak dostać się na górę.
-A może wezmę cię jakoś podniosę i polecę na górę?-zaproponował.
-Nie. Tak nie. A może będę tworzył sobie śnieżne górki pod sobą i tak będę się wspinał.
-Dobry pomysł. No to ruszamy!-zawołał i podleciał na pierwszy schodek.
Podszedłem do schodów i zacząłem tworzyć pod sobą śnieżne górki, które podsadzały mnie wyżej. Po chwili górka była wystarczająco duża, abym bez problemu wszedł na stopień. Czyli ten sposób działa! Reszta drogi zajęła nam 4 godziny z przerwami. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, mogłem ujrzeć nareszcie to miejsce zwane...laboratorium Czkawki. Nie wyglądało jakoś nadzwyczajnie. Pod ścianami szafki, a na nich stojące probówki z kolorowymi płynami, które na pewno nie są do picia. Nagle zauważyłem, że nie ma przy mnie Czkawki. Zacząłem się rozglądać, gdzie on może być, kiedy usłyszałem jego wołanie z góry. Podniosłem głowę i zauważyłem jego głowę. Machnął ręką, na znak, abym tam jakoś wszedł. Wyczarowałem sobie więc tak jak na schodach śnieżną górkę i w ten sposób dotarłem na szafkę. Czkawka już coś tam zaczął robić, bo widziałem, jak dosypuje kolejne składniki do czerwonego płynu. Ja się na tym nie znam, więc usiadłem na leżącym tam zeszycie i czekałem aż skończy. Myślami wciąż byłem przy Lunie. Po dzisiejszej nocy męczyło mnie koszmarnie sumienie. Własna córka boi się, że zostawię ją i jej mamę samych. Przecież kocham je najbardziej na świecie! Wtem poczułem lekkie puknięcie w głowę. Wróciłem myślami do labu i zerknąłem na Czkawkę.
-No w końcu wróciłeś! Pięć minut staram się ściągnąć cię na ziemię!
-Przepraszam. Zamyśliłem się.
-Zauważyłem. Dobra, nieważne. Chodź mi teraz schłódź ten płyn.
Podszedłem do szklanej probówki i dotknąłem szkła. Było ciepłe, lecz tylko przez chwilkę, bo płyn po chwili stał się niebieski i zimny. Odsunąłem rękę.
-I myślisz, że to zadziała?-wskazałem miksturę.
-Mam nadzieje. Bo inaczej nie wiem, co z nami będzie.
-No dobra, to wypróbuj tego na mnie.-odsunąłem się kawałek, żeby zrobić miejsce.
-O nie! To ja będę królikiem doświadczalnym!
-Czkawka, weź się ogarnij! Ja nim będę! Skoro mogłem być lisem to królikiem też mogę!
-Nie o to mi chodzi! Jack, ty masz córkę i dziewczynę. Chcesz, żeby się potem zamartwiały, jeśli mikstura nie zadziała?
-A no nie. No dobra, to stawaj. -wskazałem na szklany, mały prostokąt.
Brunet wykonał moje polecenie, a ja dzięki syrenim mocom, przeniosłem trochę substancji z naczynia na Czkawkę. Hehe. Fajna zabawa. Chwilkę odczekaliśmy, ale nic się nie działo. Może trzeba odczekań z jeden dzień, albo dłużej?
-Ej, nie powinno się coś już stać?
-Powinno. Może to nie działa?
-A może coś źle zrobiłeś?
-Nie. Na chemii się nigdy nie pomyliłem. To po prostu nie działa.
-No to co robimy?-zapytałem zmartwiony.
-Nie wiem.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Będą laleczkami-jeźdźcami miniaturowych My Little Pony x3
Agadoo