-Wrauwrowrawra!
-Yyy, tak tak. Mi ciebie też miło widzieć! -powiedziałem lekko skołowany.- A powiesz nam może gdzie jest North?
-Wrauwrowrawra!-powtórzył Yeti
-Yyy, dzięki?-podziękowałem i wszedłem do środka.
Szliśmy długim korytarzem, prowadzącym do Hali z globusem. Podczas drogi cały czas poprawiałem sobie niebieski kosmyk włosów wpadający mi ciągle w twarz. Denerwuje mnie. W końcu udało mi się go jakoś ułożyć i w tej samej chwili dotarliśmy do celu.
-Jesteśmy!
-Witam! Co tam długo?-zapytał zniecierpliwiony Zając
-Weź sobie na grzbiet paru ludzi i leć z nimi kilkaset tysięcy kilometrów. Wtedy pogadamy.
-No dobra wygrałeś.-przyznał Uszaty.
-Wiem Kangurku. Ja zawsze wygrywam.
-Tyyy...!
-A mam ci przypomnieć co zrobiłeś mi w rękę parę dni temu?-powiedziałem z chytrym uśmieszkiem.
-Będziesz mi do zawsze wypominał?-powiedział z lekka zirytowany.
-A jak ty mi wypominasz tą śnieżycę w 68 to dobrze?
-Ej, chłopcy możecie się już uspokoić. Zając jesteś starszy i... -zaczął Mikołaj.
-...głupszy. -dopowiedziałem z uśmieszkiem.
-Właśnie...! Zaraz, co? Jack! Chciałem powiedzieć, że macie powyżej 200 lat, a zachowujecie się jak pięciolatki!
-Ale ty chyba pamiętasz, że jestem Duszkiem od zabawy?
-A co to ma do rzeczy?-powiedział zniecierpliwiony North.
-A to,że wykonuje swoją robotę. -wskazałem na śmiejących się nastolatków.
-Wykonujesz swoją i podkradasz moją!-zawołał starając się powstrzymać śmiech Flynn.
-Dobra możemy skończyć? North, powiesz nam w końcu, po co nas tu wezwałeś?-przerwała wszystkim Ząbek.
-Racja! No więc wezwałem was po to, ponieważ musimy dowiedzieć się gdzie znajduje się nowa kryjówka Mroka. Nawet nie wiecie, jaki chce mu łomot dać, za to w co nas wrobił!
-Ale ja będę pierwszy! Chciał zabrać Elzę! I mnie zabić! I przez niego oni-wskazałem na nastolatków-są strażnikami! I przez niego umarłem, a potem znów ożyłem!
-O tym porozmawiamy później. Trzeba zrobić jakieś poszukiwania. Jack, ty polecisz pierwszy. Przeszukasz Biegun i Antarktydę.
-Robi się! -zawołałem i od razu wyleciałem.
Perspektywa Elzy
-A może "do zobaczenia"!? -krzyknął za nim jeszcze Flynn.
-Jakbyście go nie znali. Zawsze mu się śpieszy.
-No więc co my mamy robić?-zapytała w końcu Merida
-Możecie poćwiczyć moce lub pójść odpocząć. -zaproponował Zając.
-Pójdziemy odpocząć. Z treningiem poczekamy na Jack'a.
-Jak wolicie. Wasz pokój znajduje się zaraz obok Jack'a. Po prawej stronie.
-Dziękujemy!-krzyknęliśmy, po czym udaliśmy się do swojego pokoju.
Po wejściu do niego, pierwsze co rzuciło nam się w oczy to wielkie okno z szklanymi drzwiami, prowadzącymi na ogromny balkon. Pod każdą z czterech ścian stało dwuosobowe łóżko z czerwoną pościelą, gotową do spania. Po prawej stronie wisiał wielki obraz przedstawiający wszystkich strażników, włącznie z Jack'iem, a w tle wieki księżyc. Po lewej zaś stało biurko, a na nim leżało parę książek, kartek i pióro. Na samym środku leżał wielki czerwony dywan, który kolorystycznie pasował do czerwonych ścian. Usiedliśmy wszyscy na łóżkach i zaczęliśmy bawić się swoimi mocami. Czkawka coś tam śpiewał, Merida strzelała do ustawionych jako tarcza poduszek, Flynn rozbawiał Roszpunkę, Kristoff uczył się tworzyć najróżniejsze sprzęty elektroniczne, a Anka prosiła mnie, abym nauczyła ją posługiwania się po części mocy. W końcu są do siebie takie podobne. W pewnej chwili, zauważyłam wypukły kształt w kieszeni Czkawki. Zaciekawiło mnie to.
-Czkawka, co tam masz? No w tej, no...kieszeni.
-Ja? -spojrzał na wskazaną przeze mnie kieszeń- Nie wiem. Nie zauważyłem tego.
Wsadził dłoń do kieszonki i wyjął z niej coś na kształt małego walca. Był biały i taki wielkości dorównywał kciukowi.
-Co to jest?-zapytała zaciekawiona Ania.
-Nie mam bladego pojęcia. Może to coś w rodzaju kija Jack'a?
-Nie wiem. Ale szczerze mówiąc już bym wolał, aby flet był moim przewodnikiem, niż coś, co wygląda jak mała paczka mentosów.
Wtem, mała figura geometryczna przemieniła się w biały flet.
-Wow -zdziwił się Czkawka.-A może... -dodał po chwili zastanowienia-Gitara.
Wtem przedmiot zmienił się w białą drewnianą gitarę. Czkawka szarpnął lekko struny. Z instrumentu wydobył się piękny, melodyjny dźwięk, jakiego nigdy nie słyszałam.
-Fajne. Ale jestem tylko ciekaw, czy...Mikrofon. -po chwili w jego dłoni pojawił się biały mikrofon. Wyglądał jak z kwarcu.- Raz,dwa, trzy, raz, dwa, trzy, próba mikrofonu. -dźwięk wydobywał się jakby znikąd, a przecież mikrofon nie był podłączony do żadnego głośnika, ani nic.-Jak to w ogóle możliwe...A i właśnie,odszczekuje to z tymi mentosami!
Wtem do pokoju wpadli strażnicy. Każde z nas automatycznie się podniosło. Ich przestraszone i smutne miny nie wróżyły nic dobrego. Czkawka przywrócił swój uniwersalny, nie wiem jak to nazwać, no...yyy, instrument i schował do kieszeni.
-Co się stało?-zapytałam zmartwiona.
-Mrok...Mrok tu był. Chodźcie!-powiedział taki lekko nie przytomny Mikołaj.
Nadal zbytnio dużo się nie dowiedzieliśmy, ale wybiegliśmy za nimi. Dotarliśmy po chwili do wielkiej sali z globusem. Na samym środku balkonu leżała jakiś złamany, stary kij. I to chyba była laska...Jack'a! Co się tu do diabła stało!?
-Co tu się stało?! Gdzie jest Jack?!!-miałam nadzieje, że usłyszę: "Jest w swoim pokoju" lub "Zaraz tu będzie". Lecz nadzieja, poszła na nic, gdyż...
-Jack nie żyje. -powiedział smutno North.
-Jak to nie żyje?! Przecież...przecież, on!!! Gdzie on jest! Roszpunka mu pomoże!-krzyczałam jednocześnie wypuszczając łzy z oczu.
-Elza, przykro mi. Nie znaleźliśmy jego ciała. Mrok przylazł tu, rzucił złamaną laskę Jack, mówiąc "Mam nadzieje, że zaprosicie mnie na pogrzeb" i zniknął w cieniu.
-Nie. Nie, to nie możliwe. Dlaczego on się go tak uczepił!? -płakałam dalej.
-Kiedy stał się Semideum, stał się dla Mroka jeszcze większym problemem niż kiedykolwiek. Więc zabił go, kiedy nie był jeszcze dość silny.-powiedział, wypuszczając łzy.
Nie mogła w to uwierzyć. Podbiegłam do Czkawki i wtuliłam się w jego tors. Kochałam Jack'a najmocniej na świecie. Nie chciałam wierzyć, że już nigdy go nie zobaczę. Czkawka przytulił mnie i tym razem próbował nie płakać, lecz mu się to nie udało. Jego słone łzy spadały na moje blond włosy, który od razu je zamrażały i upadały na ziemię. Nastąpiła chwilowa cisza. Słychać było tylko mój szloch i cichy trzepot skrzydeł Zębuszki. Dla Jack'a mogłabym oddać życie. Tak bardzo żałuje, że nie wyznałam mu w pełni miłości. Nadal go kocham i czuje, że jest wśród nas. Mrok za to zapłaci. Po paru minutach, udało mi się odkleić od Czkawki. Zapomniałam kompletnie, że przecież gdy nie panuje nad emocjami, to wywołuje śnieżycę, a ty proszę, nawet płatka śniegu.
-Wszystko dobrze, Elza?-starał się mnie pocieszyć Flynn. Nawet jemu humor spadł, a jest duchem Śmiechu.
-Nic nie jest już dobrze! -po policzku poleciały mi kolejne lodowate łzy.
-Elza, nie tworzysz śnieżycy. A twoje emocje...-zaczęła Anna.
-To dzięki Jack'owi. Nauczył mnie kochać. Gdybym mogła się chociaż z nim pożegnać.
Jeszcze tego samego dnia odbył się pogrzeb. Wszyscy okrążyliśmy złotą, trójkątną płytkę, która była prostopadle ułożona do okrągłego otworu z kryształem (no wiecie o co chodzi, o tą płytkę, co w filmie, przy niej była uroczystość pogrzebowa Piaska dop.aut.). W kole wiać było postać, trzymającą krzywą laskę, a wokół niej śnieżynki. Razem z Ząbkiem ustawiliśmy przy każdym koncie świecę. Małe Elfy grały na swoich czapkach smutną melodie, a Czkawka smętnie nucił coś pod nosem.
Perspektywa Jack'a
(Przed spotkaniem Mroka i pogrzebem)
Na prośbę Northa zacząłem przeszukiwać Biegun, na Antarktydę już skończyłem. Latałem tak z paręnaście minut, kiedy nagle zauważyłem mały, czarny punkt na jednym z lodowców. Podleciałem tam i wylądowałem na białym puchu. Spojrzałem na czarne coś. Piach? Po chwili minerał zaczął się unosić i wirować, aż w końcu uformował się w wysoką, ciemną postać...Mrok! Wymierzyłem w niego laskę.
-Witaj Jack.
-Czego tu chcesz?! -warknąłem.
-Tak się teraz wita ze starym znajomym? -powiedział kpiąco Czarny Pan.
-Znajomym!? Potworze, zabiłeś mnie i gdyby nie księżyc nie byłoby mnie tutaj! I do tego chciałeś porwać Elzę i omotałeś strażników swoimi głupimi klonami!!!
-Zdarza się. -powiedział i zaczął sobie gdzieś iść, jak gdyby nigdy nic.
-Zdarza się!? Ty stary, paskudny, irytujący lisie!!!
-Och lisie powiadasz?-zatrzymał się na moment. Stał do mnie tyłem.-A mówiłem ci może o mojej nowej umiejętności? -powiedział, po czym szybkim ruchem obrócił się do mnie i sypnął toną piachu.
Piach zaczął mnie okrążać i blokować drogę ucieczki. Strzeliłem w niego lodową błyskawicą, ale nic. Kiedy starałem zmienić się w smoka, nie udało mi się. Z każdą sekundą, zacząłem czuć się coraz słabiej. Zaczęło boleć mnie całe ciało. Wszystko. Po niecałej minucie zemdlałem i padłem na biały puch.
Perspektywa Narratora
Kiedy białowłosy padł bezwładnie na ziemię, czarny jak smoła piach, zaczął powoli ustawać i wracać do swojego pana. Kiedy ostatnie drobinki minerału odleciały, odsłoniły one coś niemożliwego...Lisa polarnego. Na miejscu białowłosego Jack'a, leżał biały nieprzytomny lis. Ale czy to możliwe, żeby Mrok zmienił nastolatka w zwierze? Na to wygląda. Dumny ze swego dzieła Czarny Pan posłał na niego piaskową strzałę, przez co spadł z pobliskiego urwiska. Zadowolony, że Jack'a ma już z głowy, chwycił kij który zostawił na górze i złamał go, po czym rozpłynął się w cieniu i przeniósł do bazy Świętego Mikołaja, informując go i resztę strażników o odejściu z tego świata nastolatka. Jednak nie wiedział on, że biały nieprzytomny lis spadł na leżącą parę metrów niżej lodową półkę i ocalał. Lodowaty wiatr przeczesywał jego śnieżną sierść i z tego powodu drżał z zimna. Mrok odebrał mu część mocy i niestety tą większą.
Perspektywa Jack'a
Obudziłem się na śniegu, strasznie obolały. Bolała mnie prawa ręka i noga. Nic nie pamiętałem. Co ja tu w ogóle robię? Miałem sprawdzać biegun. Już miałem wstać, kiedy się zachwiałem i ponownie upadłem. Miałem nogi jak z waty. Do tego jeszcze ten zimny wiatr wiał na mnie. Było mi strasznie zimno...Zaraz, zimno!? Przecież ja nie czuje zimna! Ponownie spróbowałem wstać, tylko, że nie mogłem się wyprostować, jak to na człowieka przystoi. Już miałem przejechać sobie ręką po twarzy, kiedy poczułem, jak coś ostrego zadrapało mój nos. Jakby pazur. Otworzyłem oczy i przed oczami ujrzałem białą łapę. Czyżby moją? Ale jak to możliwe? Zacząłem się oglądać na wszystkie strony. Miałem duży i puszysty biały ogon, zgrabne nóżki, poczułem też duże uszy i średniej długości pyszczek. Co się ze mną stało? "A mówiłem ci już o mojej nowej możliwości?" przeszedł mi przez głowę głos Pitha. Czyli on mi to zrobił? Zmienił mnie w jakiegoś lisa!
Niech go dorwę w swoje ręce...znaczy się łapy! Pierwsze co muszę zrobić to na pewno wrócić do bazy. Może mi jakoś pomogą. Podskoczyłem lekko do góry usiłując podlecieć, lecz skończyło się to niezgrabnym wylądowaniem w śniegu. No świetnie, czyli latać też nie mogę! Musiałem coś wymyślić. Obejrzałem się wokół i ujrzałem nieduże lodowe płytki wystające z lodowca. Powoli podszedłem tam o skoczyłem na pierwszą płytkę. Było ślisko. Zacząłem skakać do kolejnych. Na przedostatniej lekko się poślizgnąłem i o mało nie spadłem, ale wbiłem pazury z lód i udało mi się nie spaść. Kiedy wyłem już na górze, rozejrzałem się w którą stronę mam biec. Po małym rozejrzeniu się wywnioskowałem, że baza Northa znajduje się jakieś 20km. z tego miejsca. Nagle mi się coś przypomniało. Moja laska! Rozejrzałem się ponownie, ale nigdzie jej nie było. Wrrr...pewnie Mrok ją zabrał. Bez dalszego zastanowienia, zacząłem biec trochę bardziej na wschód. Na szczęście moja niesamowita kondycja mi została i bez żadnych postojów mogłem biec cały czas. W takim tempie powinienem zdążyć przed zmrokiem.
Godzinę później
Nareszcie udało mi się dobiec do celu. Lekko zasapany podszedłem do wielkich drzwi wejściowych . Teraz wydają się być ogromne, z mojego punktu widzenia. I jak ja tam teraz wejdę? Wtem jak na zawołanie drzwi otworzyły się i wyszedł przez nie jeden z Yeti z workiem na śmieci, który poszedł wyrzucić. Wykorzystując okazję, że mnie nie zauważył wślizgnąłem się do środka. Zacząłem się skradać między stołami, donicami i innymi rzeczami ustawionymi w korytarzu. Kiedy byłem już blisko pomieszczenia z globusem, które było moim celem, niestety, ale zauważył mnie jeden z elfów. Zareagowałem szybko i skoczyłem na niego. Wtem pokryła go nieszkodliwa warstwa lodu. Czyli że mrozić nadal potrafię. Odszedłem od niego i pobiegłem dalej. W końcu dotarłem do celu. Wysunąłem lekko łeb tak, aby zobaczyć co się tam dzieje, ale też tak, żeby mnie na razie nie zauważyli. Z tego wszystkiego zapomniałem o tym, że oni nie wiedzą, że teraz jestem lisem. Zauważyłem swój kij! Czyli Mrok go jednak nie ma! Juuupi! Już miałem po niego iść, kiedy usłyszałem ciche i smutne nucenie piosenki. Podniosłem lekko głowę do góry i ujrzałem wszystkich ustawionych przy mojej płycie z opuszczonymi głowami. Pewnie myślą, że nie żyje i urządzili mi pogrzeb. O nie! Tak być nie może! Trzeci raz już nie umrę...przynajmniej mam taką nadzieje. Nie zważając na pozostałych, wbiegłem jak dziki do pokoju i złapałem w pysk części kija. Niestety zauważył to Czkawka i od razu powiadomił o tym resztę.
-Ej! Ten lis zabrał laskę Jack'a!
-Łapcie go! -zawołał North.
Zacząłem uciekać korytarzem. Nie przemyślałem tego za dobrze. Na przykład tego, że są teraz trochę szybsi ode mnie. Wbiegłem jak dziki do swojego pokoju i skoczyłem na duży parapet. Jak im uświadomić, że ten lis to ja?! Z racji tego, że miałem chwilę zanim mnie znajdą i to, że lodowe moce zostały, to naprawiłem siłą umysłu swój kij. No i cały! Czyli jedno mamy z głowy. Wtem nagle do pokoju wparowali strażnicy z nastolatkami. Patrzyli na mnie z taką złością, ale i smutkiem wymalowanym na twarzy. Czkawka zaczął do mnie powoli podchodzić, tak jakby nie chciał mnie spłoszyć. Kiedy zobaczył, że laska jest cała, zwolnił jeszcze bardziej, a jego zła mina zmieniła się w zaciekawioną i zdziwioną. Nie wiedząc co robić, dotknąłem łapą okna. W promieniu paru centymetrów obrósł go szron i ułożył w taki sam znak jak na płytce przy której odbywał się mój "pogrzeb". Wszyscy patrzyli na to z szokiem wymalowanym na twarzy. Czkawka, już o wiele spokojniej zmierzył bardziej w stronę okna i przyjrzał się mojemu dziełu. Jego skóra zbladła, tak samo jak reszcie. Usiadłem niczym piesek przed nimi i czekałem, aż załapią.
-Jack? -odezwała się pierwsza Elza.
-Tak to ja!-odpowiedziałem, lecz oni w odpowiedzi usłyszeli tylko ciche warknięcia.
Nie miałem bladego pojęcia, jak mam z nimi teraz rozmawiać. Ale po nich widać było, że to nie ma teraz najważniejszego znaczenia, ponieważ podbiegli i przytulili mnie. Znaczy się wszyscy oprócz Zająca, który stał przestraszony pod ścianą. A no tak zapomniałem, że Zając boi się lisów. Miał z nimi niemiłe wspomnienia. Kiedy jednak udało mi się w końcu uwolnić z uścisku, popatrzyłem pytającym spojrzeniem na przyjaciół wyrażającym :Co dalej?
_________________________________________________________________________________
Witam!
Mam nadzieje, że rozdział się podobał i nie był przy krótki.
Napisałabym więcej, ale właśnie wróciłam z imienin wujka i jestem wykończona.
No więc, życzą dobranoc i śnieżnych snów!
Narka!
4 komentarze:
AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!MROK TY PASKUDNY WREDNY SAMOLUBNY... PANIE!!!! JA CI DAM ZAMIENIAC JACKA W LISA!!
Zajebisty rozdzial!!!!
Czekam na nexta!!!!
Pozdro i WENY!!!!!
Zaskoczyłaś mnie tym lisem :3 może Jacek rzeczywiscie stanie się BOGIEM w znaczeniu dosłownym?
Jako może pomocna ciekawostka: lisy pomrukują, i szczekają w taki sposób, że bardziej przypomina to klikanie. Widziałam wfilmie gdzie pokazywali oswajanie ppokoleń lisów srebrnych c: (od 50 lat...lisy zaczęły się zmieniać przez ten czas i wychodowali domowe pupilki^^)
Cóż...naczekalam się na tego nexta i poczekam na kolejnego!
Dziękuje za ciekawostkę o lisach. Na pewno wykorzystam to w następnym rozdziale który pojawi się dziś wieczorem lub jutro po południu ;)
Zaś się zapomniałam podpisać! *facepalm*
Agadoo
Prześlij komentarz