Ile nas tu było

sobota, 17 października 2015

Jelsa 2: Rozdział 4 "Czy to był Jack?"

Perspektywa Luny

Wstałam jak na mnie dość wcześnie. Przetarłem leniwie oczy i rozejrzałam po pokoju. Mama jeszcze śpi i dobrze. Nie mam zamiaru z nią rozmawiać. Jestem ciekawa, jaka by była, gdyby tata żył? Podeszłam do szafy i wyciągnęłam jakieś ubrania. Potem udałam się do łazienki i ubrałam.
Po ubraniu, zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z pokoju. Udałam się po cichu do kuchni. Wszyscy jeszcze śpią. Spojrzałam na zegarek. 6:10. Weszłam do kuchni. Aż dziwne, że nie ma ty wuja Czkawki. Jest takim samym rannym ptaszkiem co ja. Wyjęłam z lodówki mleko i płatki, po czym zjadłam śniadanie. Dziś jest trochę chłodno, więc zarzuciłam na siebie jeszcze czarną, skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Jack, na pewno już nie śpi. 

Perspektywa Elzy
Zaraz po tym jak Luna wyszła, migiem wstałam i uchyliłam lekko drzwi. Idzie do kuchni. Wyjęłam z szafki nocnej telefon i zadzwoniłam do każdego.
-"Halo?"-odpowiedzieli wszyscy na raz zaspanym głosem.
-Wstawajcie, Luna już wyszła. Poszła teraz do kuchni, więc mamy chwilę na przygotowanie. 
-"Czy ona musi tak zawsze wcześnie wstawać?"-odezwał się głos Ani.
-A co ja mam na to poradzić. To akurat ma po Jack'u.
-"No dobra, to ja będę patrzyć, co robi, a jak będzie odlatywać to dam wam znać"-poinformował Flynn,
-Ok, będziemy czekać. Do usłyszenia.
Rozłączyłam się. Szybkim krokiem podeszłam do szafy i wyjęłam z niej wszystkie potrzebne mi rzeczy, a na koniec dla odmiany inaczej się uczesałam.
Może i mam w prawdzie 30 lat, ale skoro jestem w ciele nastolatki, to kto zabroni mi się tak ubierać? Ale wracając, poszłam jeszcze do łazienki, zrobić sobie makijaż,umyć zęby i oczywiście dezodorant. Kiedy byłam gotowa, akurat zadzwonił mój telefon. Wyszłam szybko z łazienki i podniosłam komórkę. "Dzwoni Flynn". Odebrałam.
-Halo.
-"Luna wyszła. Zbieramy się."
-Ok, już wychodzimy. Widzimy się przy saniach.
Rozłączyłam się i przez okno poleciałam do umówionego miejsca. Byłam przy saniach pierwsza. Co za lenie z nich, niech się ruszają, puki wiemy jak lecieć! Jak na zawołanie przybyli. Migiem wsiedli na pokład. Prowadził oczywiście Czkawka, jakoż, ze on jedyny umiał się posługiwać tymi lejcami i resztą. Po chwili wystartowaliśmy i lecieliśmy za Luną w odpowiedniej odległości, aby nas nie zauważyła. Lecieliśmy w ciszy tak z godzinkę. Aktualnie byliśmy nad Oceanem Spokojnym. Że jej chce się tyle latać, aby zobaczyć tego swojego "przyjaciela". Po chwili wylądowała na małej wysepce. Czyli tam się z nim spotyka. Podlecieliśmy trochę bliżej. Na szczęście nas nie zauważyła. Byliśmy zaraz nad nią. Z tej odległości będziemy ją idealnie widzieć. Czekaliśmy chwilkę, aż zacznie się coś dziać, kiedy nagle zauważyliśmy, że coś podpływa do wysepki. Było duże. Kiedy chyba ten syren podpłynął do wysepki, wychylił swój łeb. I wtedy o mało nie zemdlałam. Te białe włosy, te niebieskie i pełne radości oczy! To Jack!!! Ale on przecież nie żyje. Reszta też chyba nie mogła w to uwierzyć. To my zadręczamy się myślami, za to, że nie pomogliśmy wtedy mu i przez nas zginął, że ukrywałam przed Luną kim jest jej ojciec, a ten se wesoło pływa w oceanie! Jak go tylko dorwę, to rozszarpię, zamrożę, zakopię, odkopię, Punka go ożywi, a potem znów zabije i tak cały czas! Widać, że ten mój "ukochany" nas nie zauważył, ale to się zaraz zmieni!
-JACK!!!? -krzyknęliśmy wszyscy.
-O nie!-zobaczył nas i na nasz widok, jeszcze bardziej zbladł.

Perspektywa Jack'a (chwilowa)
Rozmawiam sobie na spokojnie z Luną, a tu naglę słyszę wrzask
-JACK!!!- popatrzyłem w górę i kogo widzę...Swoich przyjaciół, którzy mają ogień i łzy w oczach.
-O nie!-tylko tyle udało mi się wydusić.
Nie wiedziałem co zbytnio robić, więc szybko zanurkowałem z zamiarem płynięcia do pałacu Watera. Mam nadzieje że mi jakoś pomoże.

Perspektywa Czkawki

-Nie no nie wierzę po prostu odpłynął!-krzyknęła wkurzona Merida.
-Nie na długo! Jak go tylko dorwę, to rozszarpię! -zawołałem wkurzony.
-Luna chodź tutaj natychmiast! -zawoła Elza
Po chwili młoda podleciała do sań i na nich stanęła.
-Śledziliście mnie?!-chyba była zła, ale też zdezorientowana.
-Tak, przepraszam, ale mam do ciebie jedno ważne pytanie. Czy to był Jack?
-Tak, ale skąd wy go znacie?!
-Czyli nawet jej nie powiedział! Teraz to go naprawdę rozszarpię!-zawołałem wkurzony i wskoczyłem do wody.
Usłyszałem jeszcze za sobą krzyk Luny, wołający "Nie rób mu krzywdy!!!", gdyby wiedziała kim tak naprawdę jest, to też chciałaby go rozszarpać. 

Perspektywa Luny
O co im wszystkim chodzi. Jack zachował się bardzo dziwnie, a potem uciekł. Mama i reszta ponoć go znają. Kim on jest, bo ja już nic nie rozumiem. I czego Jack mi niby nie powiedział. Do tego wujek Czkawka za nim wskoczył i boje się, że coś sobie zrobią. Tylko dlaczego oni są na niego tacy źli?
-Czy ktoś mi może wyjaśnić o co tu chodzi?
-Jack naprawdę nic ci nie powiedział?-zapytała mama.
-Powiedział mi tylko kim był mój ojciec.
-Jaki z niego tchórz! Luncia, opowiem ci wszystko w domu, teraz musimy dorwać Jack'a.
-Ale nic mu nie zrobicie, prawda?
-Na razie nie, ale dołożyć to mu dołożymy.-syknęła mama.
-Ciekawe jak, przecież on ma ogon. Do pałacu go raczej nie wyciągniecie.-prychnęłam.
-Nie no, tego jej też nie powiedział. Przecież jak go...!!!

Perspektywa Czkawki
Płynąłem coraz bardziej na dno. Nigdzie go nie widziałem. Zaczęło mi brakować tlenu. Spojrzałem na górę. Powierzchnia jest za daleko. Nie zdążę. Ale chociaż spróbuje! Już miałem płynąć, kiedy poczułem, że coś trzyma mnie za nogę. Spojrzałem w dół. No pięknie, a ten co tu robi? Wodorosty! Zaplątały się o nogę i nie mogę płynąć. Czyli przez Jack'a skończę jako topielec! Dziękuje ci! Po prostu dzięki! Miałem już zamykać oczy i czekać na koniec, kiedy zobaczyłem, że koło rafy coś przepłynęło. Spojrzałem w tamtym kierunku i po chwili tym czymś okazał się być nie kto inny jak Jack. Spojrzałem na niego wściekle, ale ten to zignorował i zaczął dziwnie kręcić ręką. Po chwili wokół mnie zaczął rosnąć jakaś wielka bańka. Kiedy się zamknęła, to woda z niej znikła, a ja miałem czym oddychać. Wykrztusiłem z siebie wodę i ponownie wściekle spojrzałem na Jack'a.

Perspektywa Jack'a
Kiedy zobaczyłem Czkawkę który się topi, szybko zareagowałem i zamknąłem go  dużym bąblu, aby miał czym oddychać. W jego oczach palił się ogień, ale zignorowałem to. Przecież ten idiota mógł zginąć!
-Co ty robisz?! Topić ci się zachciało!?
-Co ja robię?! Raczej co ty odpier***elasz!? Nie było cię 12 lat, a tu okazuje się, że przez ten czas wesoło sobie z rybkami pływałeś!
-Słucham? To nie tak!
-Co nie tak?! Zabierz mnie na górę i wszystko wyjaśnimy sobie z resztą!
-Yhh, niech ci będzie...A powiedzieliście już Lunie, no sam wiesz o czym?
-Nie ma tak dobrze. Sam jej to powiesz.
Zauważyłem, że odplątał swoją nogę z wodorostu, więc dzięki mocy, pociągnąłem go za sobą na górę. Kiedy byliśmy już na powierzchni, bąbel znikł, wypuszczając Czkawkę za środka. Zauważyłem, że patrzy się na mnie reszta. Wyszczerzyłem się głupio i wyczołgałem na brzeg. Po Czkawkę podlecieli, ale ja musiałem wysuszyć ogon. Water pokazał mi, że mogę wyparowywać wodę. Użyłem więc tej mocy na swoim ogonie i po chwili był suchy. Odzyskałem swoje nogi i podleciałem do sań. Usiadłem koło Luny, bo reszta stała i jakby domagał się już odpowiedzi.
-Oj, darujcie sobie! O wszystkim powiem w domu! 
-Jack, dlaczego ty masz nogi? Przecież jesteś Trytonem.-usłyszałem zaskoczony głos córki.
-Luńcia, o wszystkim dowiesz się na miejscu, dobrze?
-Dobrze.-powiedziała taka zmieszana.
Do końca drogi nikt się nie odzywał. Kiedy dolecieliśmy, Czkawka zaparkował sanie, a potem weszliśmy do środka. Oj, jak ja dawno już nie byłem w domu. Wszyscy udaliśmy się do salonu. Zauważyłem, że nad kominkiem wisi moja laska, więc jak gdyby nigdy nic zdjąłem ją i zacząłem obracać w dłoni.
-Luna idź do swojego pokoju. Jack wyjaśni ci wszystko, kiedy skończy odpowiadać co wymyślił tym razem.
-Ale...
-Luna słuchaj się mamy. Zaraz do ciebie przyjdę.
Młoda spuściła głowę i poszła do swojego pokoju. Ja natomiast zostałem ze swoimi kochanymi wariatami, którzy zaraz rozszarpią mnie na strzępy. No przynajmniej tak wyczytałem z ich myśli.
-Co ty debilu sobie wyobrażałeś?! Jak mogłeś zostawić nas na 12 lat!?-odezwała się pierwsza Elza, pełna furii.
-A co miałem zrobić?! Cudotwórcą nie jestem! Ożywić sam się nie mogłem!
-Ożywić?! Jak ożywić!?
-No jeśli nie pamiętasz, to 12 lat temu umarłem!
-To dlaczego teraz żyjesz?-powiedziała, starając się opanować złość Ania.
-No pomyślmy, może dlatego, że pewien Jakub Water mnie ożywił?
-I mamy ci wierzyć?-prychnął Czkawka.
-Normalnie jak paręnaście lat temu, kiedy odkryliście że jestem Jack'iem Mrozem.-zaśmiałem się cicho. To samo przesłuchanie.
-Widzę jednak, że humorek został, ale rozum to ci zjadło! Od ilu już niby żyjesz?
-Od paru dni.
-To dlaczego dopiero teraz wracasz?!
-A co miałem zrobić?! Przylecieć od razu do domu i powiedzieć "O cześć! Wróciłem! O witaj Luna, jestem twoim tatusiem, o którym nic ci mamusia nie wspominała". Water miał was do tego jakoś przygotować!
-Jesteś moim ojcem?-usłyszeliśmy lekko zapłakany dziewczęcy głos, za nami. Odwróciłem się i ujrzałem Lunę.-Jak mogłeś!? Widziałeś jak cierpiałam i dopiero teraz dowiaduje się, że jesteś moim tatusiem!!! Nienawidzę cię! Słyszysz?! Nienawidzę!
-Luna, poczekaj, daj mi to wszystko wyjaśnić!
-Odwal się ode mnie! Nie chce cię już więcej widzieć!-krzyknęła po czym uciekła.
-Pięknie! Po prostu super! Wy mi nie wierzycie, córka mnie nienawidzi! Co jeszcze? Może niech Mrok tu wpadnie!
Wkurzony zmierzyłem w stronę drzwi. Kiedy je otworzyłem, przed sobą ujrzałem Strażników. Patrzyli na mnie osłupiali, ale nie zwróciłem na nich uwagi. Rzuciłem tylko ciche cześć i wyszedłem, zostawiając ich w jeszcze większym osłupieniu. Poszedłem przed siebie. Nagle zauważyłem jakiś nowy pokój, którego przed moim odejściem nie było. "Studio Muzyczne", było napisane na drzwiach. Otworzyłem je i wszedłem do środka.

Perspektywa Elzy
I wyszedł! Tak po prostu se wyszedł. Zostawił nawet osłupiałych Strażników w drzwiach.
-Wejdźcie.-powiedziała już zmęczona dzisiejszym dniem.
-Proszę, powiedźcie że przed chwilą widzieliście przechodzącego koło nas Jack'a.-powiedział zaskoczony North.
-Tak. Nie uwierzycie. Powiedział nam, że ożywił go Water i żyje od kilku dni.
-No właśnie my w tej sprawie.-oznajmił już mniej osłupiały Zając.
-Co się stało?-zapytała Merida.
-Bo chodzi o to, że przed chwilą widzieliśmy się z Waterem. Powiedział, że w tajemnicy przed nami starał się ożywić Jack'a. No i parę dni temu mu się to udało. Potem wyjaśnił nam, że to on kazał Jack'owi zostać w jego pałacu przez najbliższe 3 miesiące, a on stara się nas wszystkich przygotować do powrotu Jack'a, który z kolei zaprzyjaźniał z Luną. Nie chciał za bardzo tyle czekać, aby was zobaczyć, ale nie chciał też, abyśmy zeszli na zawał. Oczywiście trochę mu nie wierzyliśmy, ale teraz widzę, że jednak nie kłamał.
-Ehh, sami nie możemy w to uwierzyć. W duchu skaczemy z radości, ale z zewnątrz jesteśmy trochę źli, ale teraz źli nie jesteśmy na niego tylko na siebie. Mówił prawdę, a my mu nie wierzyliśmy. -powiedział zdołowany Czkawka.
-Chodźmy go przeprosić.
-A jakby stawiał opór to go "strzałką wybaczajką" strzele.-zaśmiała się Merida.
-Nie Merida, on sam musi to zrozumieć. Jak nam wybaczy to wybaczy, a jak nie, to będziemy się starali dalej.

Perspektywa Luny
Siedzę cała zapłakana na łóżku. Jak on mógł mi to zrobić. Wiedział doskonale jak bardzo cierpię z powodu braku ojca, a tu się okazuje że on nim cały czas i nie raczył mi nawet o tym powiedzieć! A myślałam, że można mu ufać, ale wygląda na to, że się myliłam. Nie chce go więcej widzieć. Mama miała racje, nie chce o nim nic wiedzieć!
   


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nie no, ta Luna to jakaś niestabilna psychicznie jest!!! O.o
NIEDOWIARKI Z TYCH DUSZKÓW ********...
Dlaczego cały czas mam w myślach Jacka ze swoim najlepszym przyjacielem smokiem, którego wychowywał od jajka?...O_O (Taką wełnę mi przysłała muza od Nightwisha)
Normalnie...JAK ZARA NIE WSTAWISZ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU DO WYBUCHNĘ!!!!!!!!!!!!!!!
Agadoo
P,S: Dlaczego ostatnio tylko ja komentuję i moje komy są najdłuższe?...