Ile nas tu było

środa, 2 września 2015

Rozdział 3: "To ja"

Perspektywa Jack
Właśnie dolatujemy saniami na miejsce gdzie ostatni raz widziałem Emmę. Tyle emocji mnie ogarnia: szczęście, strach, nadzieja, miłość, smutek. Wylądowaliśmy. Zaprowadziłem strażników nad jezioro. Jest! Podleciałem i stanąłem naprzeciw jej. Nie widziała mnie. Ona wierzyła w Jacksona Overlanda, a nie w Jacka Mroza. Zasmuciłem się, że rodzona siostra, która nie wiadomo jak żyje już od 300 lat mnie nie widzi. Zauważyłem, że North z resztą stoją za nią i patrzą na mnie smutno.
-Posłuchajcie, wiem, że nie wolno wmawiać dzieciom, że ktoś istnieje, ale zrozumcie. To moja siostra i nie mogę jej tu tak zostawić. Ona ma tylko mnie.
-Postaramy się -oznajmił North.
Strażnicy powoli podeszli do Emmy. Oczywiście nie ostrożny Kangur nie zauważył gałązki, która trzasnęła pod jego łapami. Emma od razu odwróciła się w ich stronę i zamiast drążących warg i zapłakanych oczu, pojawiła się niewielka nadzieja i nutka radości. North podszedł do niej bliżej i uklęknął na jedno kolano, aby mieć jej twarz bliżej swojej.
-Emma prawda?
-Tak. A ty to Święty Mikołaj?
-Tak, a za mną Piaskowy Ludek, Zając Wielkanocny, Zębowa Wróżka, a za tobą Jack Mróz.
-Jack Mróz? Wybacz Mikołaju, ale nie wierze w nikogo takiego. - posmutniałem na te słowa.
-A jednak. Posłuchaj, miałaś kiedyś brata prawda?
-Tak -po jej różowych z zimna policzkach, zaczęły spływać łzy-, ale zginął przeze mnie.
Dlaczego ona myśli, że przez nią nie żyje? Przecież to ja naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Jak tak o tym myślę, to aż serce mnie boli.
-Jackson zginął, ale twój brat jest wśród nas, tylko, jako Jack Mróz.
-Nie. Nie wierzę ci. Mój brat nie żyje, jasne? -krzyczała przez łzy, po czym uciekła kawałek dalej.
-Przykro mi Jack -powiedział smutno Miko.
Z głową nisko, podleciałem do najbliższego drzewa i tyłem do Strażników usiałem opierając się o pień. Z tych całych smutnych emocji, znów nie panowałem nad mocą i zacząłem tworzyć śnieg, szron okrywający wszystkie drzewa w promieniu kilometra i lód w niektórych miejscach. Strażnicy usiedli smutno na pobliskich skałach, ja z kapturem na głowie, a Emma... właśnie gdzie ona jest? Po chwili usłyszałem głośny pisk. Momentalnie zerwałem się na równie nogi i rozejrzałem szukając wzrokiem siostry. Strażnicy zareagowali podobnie. Jest! Stała na lodzie... który pękał! Tak samo jak 300 lat temu, tyle, że wtedy miałem kasztanowe włosy. Bez zastanowienia podleciałem i stanąłem na grubszej warstwie lodu. Emma wołała do Northa i reszty, ale tamci stali i patrzyli co robię. Nie mogę podlecieć, ponieważ uderzający wiatr zarwie lód. Wtem przypomniała mi się ostatnia taka sytuacja. Szybko chwyciłem za prostą końcówkę kija i przyciągałem go do Emmy. Po chwili udało się i tak samo jak kilka set lat temu zamieniliśmy się stronami. Dziewczyna nic nie rozumiała. Już miałem do niej podejść, kiedy lód zapadł się, a ja wpadłem do wody. Jedynie ręce mi się cienkiej warstwy lodu, a nie mogłem się podciągnąć, ponieważ zgiętymi nogami trzymałem kij. No pięknie, czyli teraz na serio zginę.

Perspektywa Emmy

Nic nie rozumiem. Co mnie popchnęło? Dlaczego lód zapadł się dopiero po odepchnięciu? Przecież nikt tam nie stał. Po chwili przerażeni Mikołaj z resztą zaczęli krzyczeć:
-JACK!!!
Jack? Chyba w takim momencie by nie żartowali. I ta cała sytuacja przed chwilą. Czułam jakby odpychał mnie jakiś kij czy coś w tym stylu. Tak samo jak parę set lat temu. Wtedy kiedy uratował mnie mój brat. I to z  tym, że Jackson stał się Jackiem Mrozem. Czyli, że... Wtem przy lodowej dziurze, pokazały mi się czyjeś dłonie. Topił się! Szybko podbiegłam do, chłopaka i chwyciłam jego dłonie. Tylko dlaczego, wcześniej ich nie zauważyłam? Złapałam go za rękę i pociągnęłam do góry. Po chwili ukazały mi się jego siwe włosy i blada skóra. W nogach trzymał duży kij, który skądś kojarzę. Jak na swój wzrost wydawał się lekki. Paręnaście sekund później, udało mi się go wyciągnąć. Zaczął się lekko dusić, ale po chwili wypluł zimną wodę. Nadal nie widziałam jego twarzy. Miał niebieską bluzę, pokrytą lekko szronem, ciemne, poszarpane spodnie i brak butów. Nie jest mu zimno? Po chwili w końcu pokazał swą twarz.
-Kim jesteś? -chyba go skądś znam.
-To ja. -odpowiedział mało kreatywnie.
-A "to ja" znaczy? - ja i t moja bystrość.
-Jack. Nie pamiętasz już swojego starszego braciszka? -zrobił chytry uśmieszek.
-Jack? -przyjrzałam się mu dokładnie. Nie miał już tego samego koloru oczu, co 300 lat temu, ale zauważyłam tą samą radość i troskę co wtedy. W dniu kiedy mnie uratował -Jack!
Zawiesiła mu się na szyi. Zaczęłam płakać. Oczywiście ze szczęścia. Myślałam, że jestem sama na tym świecie, a tu się okazje, że mój braciszek żyje. Po chwili poczułam, że coś mokrego spada mi na brązową bluzkę. Jack też płakał.
-Ciszę, się, że znów jesteśmy razem -mówił drżącym głosem.
Uśmiechnęłam się. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Był strasznie zimny, ale to nie od tego, że wpadł o wody. To było inne zimno.
-Ale przecież utonąłeś! A twojego ciała nigdy nie znaleziono!
-Może to nie najlepsze miejsce na takie rozmowy,co? -poczochrał mi włosy- North, mała może zamieszkać z nami, prawda? Będzie spała ze mną w pokoju. Problemu nie sprawi.
-Oczywiście. Z tym nie będzie problemu.
-No to co lecimy? -zapytał Zając Wielkanocny, który... płakał?
Perspektywa Jacka

-Zając ty płaczesz? -zapytałam, starając się powstrzymać śmiech.
-Nie! Tylko coś mi wpadło do oka! -starał się wykręcić.
-Ta łzy! -zaśmiałem się- To co Emma lecimy do nowego domu?
-Naprawdę polecę saniami Świętego Mikołaja?! -zapytała podekscytowana.
-Nie. Proponuje ci linię lotniczą Jack Mróz
Popatrzyła na mnie zdziwiona, a ja bez żadnego wyjaśniania, wsadziłem ją sobie na barana, po czym chwyciłem kij i wzbiłem się w powietrze.
-Widzimy się w bazie! -krzyknąłem do strażników, wsiadających już do sań, po czym leciałem dalej.
-Jack, ty umiesz latać!? Jak?! -zapytała przestraszona, a zarazem zdziwiona Emma.
-Zaraz będziemy na miejscu to ci wszystko wyjaśnię!
Po paru minutach lotu byliśmy już w bazie. Strażników jeszcze nie było, więc postanowiłem zabrać ją do swojego pokoju. Oczywiście po drodze spotkałem Phila.
-Co znowu zrobiłem? -zapytałem już znudzony wszystkimi jego skargami.
Ten coś tam powiedział w swoim języku, po czym pokazał zamrożone ciastka na talerzu.
-No co, ciastka -strzeliłem głupa.
Ten złapał mnie za kaptur i chciał uderzyć, ale powstrzymała go moja kochana siostrzyczka.
-Puść go!
Phil zdziwił się trochę na jej widok, po czym zrezygnował z zadania mi bólu i wypuścił. Ja go tam poklepałem po ramieniu i po pokazaniu sobie gestu "mam na ciebie oko" poszedłem z Emmą do mojego pokoju. Zaraz po zamknięciu za sobą drzwi, spostrzegłem, że pokój nadal jest cały zlodowaciały i chłodny.
-Co się tu stało? -zapytała zaskoczona.
-To długa historia. Może pogadajmy o tobie? Jakim cudem ty jeszcze żyjesz i wyglądasz jak 10-latka?
-Ja?! To chyba ja powinnam zadać ci to pytanie!?
-Racja.
-A więc może po kolei. Co ten włochaty potwór od ciebie chciał?
-To Yeti. Pomocnicy świętego Mikołaja. A temu włochaczowi nie raz podpadłem, więc sama już chyba wiesz.
-Ale pokazał ci on zamrożone ciasteczka. Co ty miałeś z tym wspólnego?
-Ja je przez przypadek zamroziłem.
-Jak to zamroziłeś? To biegun północny. Po co im tu zamrażarka?
-Nie o to chodzi -zaśmiałem się- Mam moc zamrażania. Panuje nad zimą, lodem, śniegiem itp.
-Ale, ale jak?! -była zaskoczona.
-Stałem się duszkiem. Księżyc w dniu tamtego wypadku, uratował mnie, tyle, że stałem się wtedy Jackiem Mrozem.
-Ale dlaczego przez tyle lat cię nie widziałam?
-Ponieważ widzą mnie tylko osoby, które we mnie wierzą.
-Ale przecież ja wierzyłam.
-Nie, nie o to chodzi. Ty wierzyłaś w Jacksona Overlanda, a teraz jestem Jackiem Mrozem, rozumiesz?
-Aha. A ten pokój, to też twoja sprawka?
-Taa, ostatnio coś mi się dzieje, ale jest już chyba ok.
-A jeśli chodzi o wiek, to wiem, że obydwoje mamy powyżej 300 lat, ale ja tak nie zsiwiałam jak ty -zaśmiała się (ja z resztą też)
-Tak, bardzo śmieszne. Dla mocy, musiałem poświęcić swój piękny kolor włosów -udałem dumnego.
-Właśnie widzę... A tak w ogóle dlaczego mieszkasz u Mikołaja?
-Ponieważ tydzień temu zostałem Strażnikiem Marzeń -popatrzyła na mnie z miną "proszę kim?"- To taka grupka, która ma za zadanie dopilnować, aby wszystkie dzieci były szczęśliwe i pełne nadziei. A wracając do pytania, to po prostu nie chce mi się tworzyć własnej bazy więc tu mieszkam.
 -Nic a nic się nie zmieniłeś. Taki sam leń jak przed transformacją.
Wtem zauważyłem, że przeszły przez nią ciarki.
-Jest ci zimno. Przepraszam, czasem tak mam,że jak ktoś jest blisko mnie, to temperatura spada -zdjąłem bluzę -Proszę, załóż ją, będzie ci cieplej.
-A ty? Nie będzie ci zimno.
-Ja nie czuje zimna, więc bierz śmiało.
Po chwili zastanowienia wzięła ode mnie bluzę i założyła ją na siebie.
-Dzięki.
-Nie ma za co... Jesteś głodna, zaraz powinna reszta przylecieć, więc zrobimy sobie wspólnie kolacje.
-A co będzie do jedzenia?
-Hmm, a co powiesz na naleśniki z serem i czekoladą?
-Pamiętałeś! Moje ulubione, chodźmy, zrobimy im niespodziankę!
Mała chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju. Zaraz po tym, zaprowadziłem ją do kuchni i tam wspólnie zaczęliśmy robić ciasto na naleśniki, a potem serek. Oczywiście nie obyło się bez zabawy. Na przykład wysypałem Emmie mąkę na głowę, śmiejąc się, że ona też już zsiwiała. Reszta czasu również była wesoło spędzona. Kiedy skończyliśmy, nakryliśmy do stołu. Akurat w samą porę. Przylecieli strażnicy. Co ich tak długo nie było?
-Hej, chodźcie na kolację! -zawołaliśmy razem.
-Kolację? No nie gadaj, że zrobiłeś nam kolację. -zdziwił się Miko.
-A i owszem. Jack dla ciebie zrobił naleśniki z kawałkami pierników i ciastek, dla Piaskowego Ludka czekoladowe, Zębowej Wróżki dietetyczne z kawałkami owoców, a dla Kangura marchewkowe, co mnie dziwi, ponieważ kangury jedzą liście i zioła.
-Nie jestem kangurem! -wkurzył się Zając- Ale to chyba u was rodzinne -wymamrotał jeszcze.
-Widzę jednak, że Emma ma na ciebie dobry wpływ, Jack. -uśmiechnął się.
-Przecież ja zawsze taki byłem! -udałem oburzonego.
Wszyscy się zaśmiali, po czym zasiedliśmy przy stole. Moje naleśniki były jak już się pewnie domyślacie zimne, tyle, że bez lodu czy śniegu. Wszystkim smakowało, nawet Zając nie wybrzydzał, jak to on. Kiedy zjedliśmy, yeti posprzątały po nas, a my poszliśmy pożegnać Kangura, Wróżkę i Piaska, którzy wracają do swoich siedzib. Po wszystkim, poszliśmy do mojego pokoju, w którym stały już dwa łóżka, ponieważ na prośbę Northa, yeti dostawiły jedno. Lodu też już tam nie było, dzięki elfom, u których mam dług. Zaraz po przebraniu Emmy w piżamę, położyliśmy się spać.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Ooo! So cute <3 Jack znalazł swoją siostre :)
Moze w koncu bedzie umial zapanowac nad moca?
Czekam na nexta!!!
Pozdro i WENY!!!