Ile nas tu było

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 2: "Jack, chcemy Ci pomóc"

Perspektywa Northa

Zaraz po tym gdy Jack wystraszony wyleciał z jadalni usiedliśmy na krzesłach, które nie zostały pokryte lodem lub szronem. To wydawało się dziwne. Wiem o nim dużo i wiem również, że nigdy nie miał problemów z mocami. Ale od walki z Mrokiem coś się w nim zmieniło. To już druga taka akcja z nie panowaniem nad jego umiejętnością. Musimy mu jakoś pomóc.
-I co z nim zrobimy? -zapytała zmartwiona Wróżka.
-Z nim nic. Trzeba mu jakoś pomóc, ponieważ to nie jest normalne, aby drugi raz nie kontrolował mocy... Może któreś z was miało taką sytuacje, co?
-Nie -odpowiedzieli wszyscy, oprócz Piaska, który pokiwał głową na "nie".
-A może wywieźmy go na Antarktydę i tam zostawimy przywiązanego do jakiegoś wielkiego sopla, co?-zapytał podekscytowany Zając.
Popatrzyliśmy na niego z takim wyrzutem. Od razu uśmiech zniknął mu z twarzy i ze splecionymi łapami opar się o krzesło. Pogłaskałem się po długiej,siwej brodzie, starając się coś wymyślić. Po chwili wymyśliłem:
-Może będzie trzeba zrobić mu takie badanie. Pamiętacie Matkę Naturę? Zaraz po zbadaniu jej, czuła się jak nowo narodzona!
-Dobry pomysł! Chodźmy po niego! -zawołała wesoła Ząbek.
Wszyscy wstaliśmy i omijając ostre sople wyszliśmy z Jadalni. Podążyliśmy w stronę pokoju Jacka. Mam nadzieje, że wszystko u niego ok. Po drodze mijaliśmy małe elfy w czerwonych czapkach i zajęte pracą Yeti. W końcu święta się powoli zbliżają, a pracy nie ubywa. Po paru minutach doszliśmy do drzwi z namalowanymi śnieżkami. Pokój Frosta. Zapukałem trzy razy, aby upewnić się, czy możemy wejść. Cisza. Zacząłem się tym niepokoić. Zapukałem ponownie. Tym razem usłyszałem walenie. Ale nie byle jakie walenie. Mróz chciał chyba uciec przez okno. Nie możemy na to pozwolić. Zacząłem mocno naciskać klamkę. Była bardzo zimna, a drzwi ani drgnęły. Po chwili usłyszeliśmy trzask otwierających się okien i powiew wiatru. Nie może uciec! Oddaliłem się trochę od drzwi, po czym uderzyłem je z kopniaka. Otworzyły się. Weszliśmy do środka, Okno trzaskało w ścinę przez chłodny wiatr wchodzący do środka. Ściany pokryte były szronem, a w niektórych miejscach lodowe sople, podobnie jak w Jadalni. Było w nim strasznie zimno i to nie przez wlatujące powietrze. Wszystko wyglądało strasznie. Wyjrzałem lekko przez okno, ale nikogo nie widziałem. Ach! Nie zdążyliśmy. Po chwili rozmyślania, usłyszałem obok siebie cichutkie trzepotanie skrzydeł. Obróciłem lekko głowę i ujrzałem Ząbek. W ręku trzymała jakąś lodową kartkę. Po chwili ze smutkiem i łzami w oczach przekazała mi ją, po czym usiadła na oszronionym łóżku. Podniosłem rękę wyżej, aby zobaczyć, co jest tam napisane. Kartka była zrobiona z błyszczącego lodu i ciemniejszym ujrzeć można było litery. Przyjrzałem się im dokładniej i szybko zacząłem czytać list, gdyż zaczął się topić.
Drodzy Strażnicy!
Przykro Mi, ale odchodzę z waszego zespołu. Nie kontroluje swojej mocy i nie chce narazić nikogo na niebezpieczeństwo. Proszę, nie szukajcie mnie i nie mówcie o niczym Jamiemu. Znajdzie kogoś innego na Moje miejsce. Jestem niebezpieczeństwem dla was wszystkich.
                                                                                        Jack Mróz
Nie! Nie może odejść! Jeszcze sam sobie coś zrobi, albo kiedy zaatakuje go Mrok. Z nim to nigdy nic nie wiadomo. Jack uratował nas już wiele razy, teraz nasza kolej!
-Musimy coś zrobić! To w końcu jeden z nas, a przyjaciołom trzeba pomagać. -stwierdziłem.
-North ma racje, musimy go znaleźć! -oznajmiła Ząbek.
-Yyy, tylko jak? Nie wiem czy wiecie, ale on potrafi latać. -dodał swoje Uszaty.
-To akurat nasz najmniejszy problem. Piasek stworzy sobie jakiś helikopter, Ząbek ma skrzydła, a ja sanie.
-A ja norki -jęczał dalej.
-A więc ustalone! Zając leci ze mną! -krzyknąłem zadowolony.
-CO?! Nie, mi nawet te norki pasują i...
-Cicho bądź Zając, ustalone! Piasek, ty lecisz obszukać Południowy-zachód, Ząbek Południowy-zachód, a ja z Uszatym Północ. Tylko pamiętajcie, Jack na pewno nie będzie chciał wrócić, więc możecie użyć siły. -powiedziałem i zabrałem się do szykowania sań.
Po chwili Piasek i Wróżka wylecieli przez okno w poszukiwaniu nastolatka.

Perspektywa Piaska
Po paru godzinach lotu straciłem nadzieje na odnalezienie Jacka na tej półkuli. Miałem już zawrócić, kiedy nagle pode mną przeleciał siwy chłopak. Mróz! Jak najszybciej podążyłem za nim. Leciał strasznie szybko. Tak go nie przekonam na powrót. "...Jack na pewno nie będzie chciał wrócić, więc możecie użyć siły" -przypomniały mi się słowa Northa. Bez dalszych zastanowień stworzyłem wielką, złotą, piaskową kulę, po czym po cichu podleciałem do nastolatka, po czym szczęki stworzone przeze mnie na kuli złapały i zamknęły go wewnątrz. Zadowolony zacząłem wracać z nim do bazy. Po drodze kulę zaczął obrastać szron, a na koniec całą otoczył lód, przez co wyglądała jak wielka bryła lodu. Kiedy znalazłem się już w bazie, zdziwił mnie widok wszystkich strażników. Tak szybko wszystko przeszukali? Nie ważne. Wylądowałem na ziemi i postawiłem kulę na dywanie obok. Strażnicy popatrzyli na mnie, a ja zrobiłem sobie nad głową śnieżkę, aby dać im znać, że go znalazłem.
-Piasek, wiemy, że Jack lubi lód, ale to nie znaczy, że przyleci do niego jak mysz do sera -oznajmił zasmucony Mikołaj.
Zrobiłem zawiedzioną minę, po czym ponownie nad głową pokazałem strzałkę pokazującą zamrożony piasek i ludzika trzymającego śnieżkę. Dopiero wtedy zrozumieli.
-Aaa, świetnie Piaskowy Ludku!-usłyszałem gratulacje.
Po chwili usunąłem lód i zacząłem powoli otwierać kulę. Nagle w mgnieniu oka, wyleciał z niej Jack i zmierzał jak najszybciej w stronę okna którym wlatują promienie księżyca. Szybko zareagowałem i posłałem za nim cztery piaskowe łańcuchy. W ostatniej chwili złapały go za wszystkie kończyny i przyciągnęły do ziemi. 
-Poście Mnie!!! -szarpał się Jack.
-Jack, chcemy ci pomóc. -mówił starając się go uspokoić święty.
-Wy nic nie rozumiecie!!! 
Po chwili cała podłoga pokryła się cienkim lodem. Biedak naprawdę nad tym nie panował.
-Czego nie rozumieć?! Że nie panujesz nad mocą? -zapytał zdziwiony Uszaty.
Jack na chwilę się uspokoić i stanął na podłodze.
-To też, ale...
-Jack, co się stało? -zapytała zmartwiona Wróżka.
 -Odnalazłem Emmę.
-Kto to Emma? -zapytał zaskoczony Zając
-Emma to moja siostra. To ta o której wam opowiadałem.
-Ale Jack, przecież to wszystko zdarzyło się 300 lat temu. Ona nie żyje. -starał się mu to uświadomić Mikołaj.
-No pięknie, nie dość, że nie kontroluje mocy i ma halucynacje.
-Nie mam halucynacji! Naprawdę ją widziałem! Zaraz po tym jak uciekłem poleciałem do Burgess, a stamtąd nad jezioro w którym zginąłem w poprzednim życiu. I kiedy starałem się kontrolować moc, zauważyłem przy brzegu ją. Emmę. Nie mogłem w to uwierzyć. Kładła na lodzie bukiecik kwiatów, niczym znicze na grobach bliskich. Podszedłem do niej, ale ona... mnie nie widziała -mówił przez łzy.
-Jack, uspokój się. Zaraz tam wszyscy polecimy i sprawdzimy, ale najpierw trzeba cię zbadać. -mówił North
-Nie! Nie ma czasu na badania! Ona nie ma nikogo, mieszka pod mostem! Proszę, muszę jej pomóc! -mówił dalej. Przez jego policzki przepływały strumyki, lodowatych łez.
-Ale skoro ciebie nie widzi, to jaka jest szansa, że zobaczy nas ?-zapytał Zając
-Jest jeszcze dzieckiem. Przed moją śmiercią opowiadałem jej wiele o was, więc powinna jeszcze wierzyć, chodź ja sam wtedy nie wierzyłem.
-No dobra, lecimy.
Rozebrałem piaskowe kajdany, które więziły Mroza, po czym razem z resztą popędziliśmy do sań świętego.

Brak komentarzy: