Ile nas tu było

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 1: Mrok powraca!

  Minął już tydzień od walki z Mrokiem. Jak już pewnie wiecie, nazywam się Jack Mróz i jestem Strażnikiem. Przez 300 lat starałem się, aby dzieci we mnie wierzyły, aż w końcu się to udało, kiedy akurat przestałem w to sam wierzyć. Odkąd dołączyłem się do Northa, Zająca Wielkanocnego, Zębowej Wróżki i Pisakowego Ludka, zamieszkałem w siedzibie świętego, bo uważa, że nie mogę cały czas latać z miejsca na miejsce i spać gdzie popadnie. Mój pokój jest gigantyczny, z wymalowanymi śnieżkami na ścianach, niebieskimi meblami i trochę oszronionym przeze mnie łóżkiem. Mikołaj oczywiście często proponuje mi, aby zrobił sobie jakąś własną bazę, ale zrobię to kiedy indziej. Przynajmniej tak mu mówię, aby przestał jęczeć. A mówi to codziennie, ponieważ, parę dni temu, kiedy spałem oszroniłem całą bazę, a jak przyszli do mnie w nocy, to nie mogli obudzić. Hah! Yeti miały dużo sprzątania. Phil do tej pory się do mnie nie odzywa. Tylko do tej pory nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Zawsze kontrolowałem swoją moc. Nigdy nie zaliczyłem żadnej wpadki, a tu co? No dobra, bo ja tu gadu gadu, a wy chcecie wiedzieć co się działo dalej. A więc, jak zwykle rano, wstałem, ubrałem bluzę i nie ścieląc po sobie łóżka wyszedłem z pokoju, zamrażając zamek, aby nikt tam nie wszedł. Cenie sobie prywatność. Tym bardziej po tym, jak Zając grzebał mi w moich rzeczach. W drodze do sfery snów, zaczepił mnie jeden z tych głupkowatych elfików. Zaczął coś pokazywać. Zrozumiałem z tych kalambur, że jest śniadanie i czekają tam na mnie. Przewróciłem oczami i poszedłem w stronę jadalni. Po drodze wstąpiłem ponownie do mojego pokoju po kij którego zapomniałem i poleciałem do Strażników. Zaraz przed drzwiami, stanąłem na ziemi i dumnie wszedłem do środka. Przy wielkim stole, siedzieli już wszyscy. Oczywiście, jak zwykle zwróciłem na siebie ich uwagę.
-Jack Mróz! No nareszcie! Już myślałem, że nie przyjdziesz.- zawołam ucieszony North.
-Taa, mi też was miło widzieć -powiedziałem, ze sztucznym uśmiechem.
-Siadaj i jedz swoją owsiankę, puki jeszcze ciepła.
-Ciepła? Wiecie, że ja jadam tylko zimne dania- pożaliłem się.
Usiadłem jednak przy stole i mocą schłodziłem owsiankę. Do tego dodałem jeszcze, trochę kostek lodu i zacząłem w końcu jeść.
-Jak ty to możesz jeść lód? -zapytał zaskoczony Zając.
-To tak samo jak ja bym cię zapytał dlaczego jesz marchew.
- I ty na serio nie czujesz zimna? -zapytał North.
Nie wiedzą o mnie jeszcze wielu rzeczy. W końcu znamy się dopiero od tygodnie, a tak kto tylko ze słuchu. Musiałem się przyzwyczaić, do niektórych braków lub niewiedzy Strażników,
 -Nic, a nic. Mógłbyś, zamknąć mnie w bryle lodu, a i tak nic nie poczuje. -uśmiechnąłem się dumnie.
- Niesamowite! Tak samo jak twoje zęby! -odezwała się Ząbek.
-A laska? Nie jest chyba twoim źródłem mocy? -zapytał Zając.
-Tylko w połowie. Kiedyś myślałem, że to dzięki niej mogę latać, mrozić i tak dalej, dlatego zawsze trzymałem ją przy sobie i tak mi zostało -powiedziałem "głaszcząc" kij.- To koniec pytań?
-Jeszcze tylko jedno -zaczęła wróżka- jak stałeś się Jackiem Mrozem?
-O! -zaskoczyła mnie tym pytaniem- No więc, kiedy razem z moją siostrą poszliśmy na łyżwy. Niestety nie zauważyliśmy, że lód jest cienki i pod wpływam naszego obciążenia zaczął pękać.-kiedy opowiadałem, byłem bardzo nad tym skupiony. Przez to nie zauważyłem, że zacząłem tworzyć w pokoju śnieg, lód i szron. Strażnicy zaczęli się tym niepokoić- Starałem się ją uspokoić, więc zaproponowałem jak gdyby nigdy nic grę w chop-sanki. Podskoczyłem do swojego kija i chwyciłem go. Kiedy nadeszła kolej Emmy, popchnąłem ją w stronę ziemi, a sam doskoczyłem na popękany lód.  - po chwili ściany zaczęły obrastać bardzo ostre lodowe stożki, a śnieg wirować wokół stołu, robiąc tak jakby ścinę (tak jak Elsa podczas wspólnego śpiewania z Anną w lodowym zamku). Strażnicy z niepokoje wstali z krzeseł i patrzyli na mnie ze strachem. Ja jednak za bardzo byłem skupiony na wspomnieniach i niczego nie zauważyłem. Co jakiś czas krzyczeli moje imię, ale tego również nie słyszałem.- Nagle lód pękł, a ja wpadłem do wody. Zacząłem się topić.Ostatnie co słyszałem, to przestraszony głos mojej siostry. Widziałem księżyc. Taki duży i jasny. Mój strach znikł. Ocknąłem się w nocy, ale nic nie pamiętałem. I tak to się wszystko zaczęło... -po tych słowach, odzyskałem świadomość.
Spojrzałem przestraszony na Strażników. Każdy oglądał się na boki, czy za siebie, aby znaleźć jakąś drogę ucieczki. Jedynie Zając, był przypięty lodowym soplami do stołu, a jeden z nich, zbliżał się do jego szyi, aby ją przebić. Kiedy zrozumiałem co się dzieje i że to ja wszystko robię, machnąłem ręką . Śnieg spadł na podłogę, a lodowy sopel zbliżający się do Zająca zmienił się s biały proch. Nic nie rozumiałem. Zawsze kontrolowałem moc, a teraz? Spojrzałem, na przerażonych przyjaciół-i Kangura-, ich miny, nie były nadal spokojne. Co się ze mną dzieje? Przetarłem ręką twarz, po czym chwyciłem kij i jak najszybciej poleciałem do swojego pokoju. Słyszałem za sobą jeszcze Northa, krzyczącego abym wracał, ale nie posłuchałem. Zaraz po wejściu do mojej "komnaty", zamroziłem drzwi najlepiej jak umiałem, po czym usiadłem w kącie, starając się zrozumieć, co się przed chwilą stało.

_________________________________________________________________________________

Hejka!
Mam nadzieje, że się podobało.
Zostawcie komentarz i czekajcie na następny rozdział.
Do zaobaczenia!

Brak komentarzy: