-To jak się dzielimy na zespoły?
-Najlepiej na dwie drużyny... -zaczął Czkawka
-To ustalone! Moja drużyna kontra Czkawki! -krzyknęła podekscytowana Ruda (Merida)
-Świetnie! Więc ja biorę Jacka, Kristoffa, i Elsę!
-No to ja Punkę, Annę i Flynna!
-Ekstra! -ucieszyłem się.
-Rozniesiemy was w proch! -wołała Merida
-Raczej na odwrót, rudzielcu! -krzyknąłem.
-Nie żyjesz!!! -wkurzyła się i już chciała mi dowalić, ale powstrzymał ją Flynn.
-Medka, rozniesiemy ich podczas bitwy.
Rudzielec zrezygnował w przywaleniu mi, podniosła dumnie głowę i usiadła na swoim miejscu. Ja zrobiłem tak samo i czekałem, aż dojedziemy. Po paru minutach pociąg się zatrzymał, a my z niego wysiedliśmy. Przeciągnąłem się i ruszyłem za resztą. Idąc trzymałem się z dala od Meridy, dla swojego bezpieczeństwa. Razem z Czkawką po drodze obmyślaliśmy plan ataku i obrony bazy. Akurat kiedy wszystko było ustalone, dotarliśmy na miejsce. Facet objaśnił nam zasady gry i co grozi za uszkodzenie sprzętu czy czegoś innego. Następnie założyliśmy specjalne kombinezony w kolorach militarnych, tyle że nasze miały żółte epolety, a Meridy czerwone. Odebraliśmy naładowaną broń i założyliśmy jeszcze kaski, po czym weszliśmy na pole bitewne. Elsa stała na tyłach z Kristoffem, aby osłaniać mnie i Czkawkę. Po usłyszeniu gwizdka rozpoczynającego zabawę, od razu ruszyłem na przody, zostawiając za sobą brązowowłosego. Z racji tego, że była zima, mogłem trochę oszukiwać, ale nie za bardzo. Kiedy koło mnie przebiegał Flynn, stworzyłem pod warstwą śniegu cienki, ale śliski lód, przez co poślizgnął się i oberwał farbą. Kiedy nikt nie patrzył, podleciałem do gałęzi drzewa i stamtąd wypatrzyłem Punkę i Annę, które również zestrzeliłem. Zeskoczyłem niczym kot z drzewa i wróciłem na tyły.
-Widzieliście Meridę? -zapytałem od razu.
-Nie. -odpowiedzieli zgodnie.
Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać. Po chwili, usłyszeliśmy wystrzał i Czkawka z Kristoffem dostali. Zacząłem się spontanicznie rozglądać, gdy ujrzałem za drzewa rude włosy. Po chwili wyszła z nich łuczniczka i wymierzyła w blondynkę. Sekundę przed wystrzałem, podskoczyłem w stronę Elsy i przyjąłem za nią cios. Ta z kolei wystrzeliła celnie w stronę mojego oprawcy. Po chwili uklęknęła przy mnie.
-Dziękuje.
-Nie ma sprawy. Tak postępują przyjaciele. -uśmiechnąłem się.
Blondyna ściągnęła sobie i mi kask, po czym dała mi buziaka w policzek. Oboje się zarumieniliśmy. Po chwili wstałem i wszyscy wyszliśmy z pola bitwy. Wszyscy byli podekscytowani, oprócz przegranych, którzy stawiali nam w nagrodę obiad w McDonaldzie. Podczas jedzenia, Elsa ubrudziła się ketchupem na brodzie, więc wziąłem chusteczkę i wytarłem sos z jej twarzy. Ta się lekko zarumieniła, a ja słodko uśmiechnąłem, ale kiedy zauważyliśmy, że tamci na nas patrzą, ogarnęliśmy się i wróciliśmy do jedzenia. Po parunastu minutach, wyszliśmy z Maka zmierzaliśmy w stronę domu Czkawki, ale wpadłem na pewien pomysł.
-Słuchajcie, zapomniałem czegoś z knajpki. Elsa pójdziesz ze mną? I zaraz do was dołączymy.
-Ok, to my na was zaczekamy... -zaczął Czkawuś.
-Nie! Idźcie dalej, a my zaraz przyjdziemy. -zaprotestowałem.
-No dobrze. -zdziwił się , ale spokojnie to powiedział Czkawka.
Uśmiechnąłem się, po czym chwyciłem Elsę za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Ta nie stawiała oporu, do puki, nie zrozumiała, że nie idziemy w stronę restauracji, w której przed chwilą byliśmy.
-Jack, do Maka nie tędy...
-Wiem. Chciałem ci się po prostu odwdzięczyć, że wygrałaś dla nas bitwę.
-Ale ty wiesz, że nie...
-Ciii. Nic nie mów, tylko chodź. -powiedziałem, po czym znów złapałem ją za rękę i pociągnąłem nad pewno jezioro (nie to w którym kiedyś zginął dop. aut). Tam wynająłem łódkę i razem z moją skrytą miłością, wypłynęliśmy na sam jego środek. Łódka na wpływ wiatru, zaczęła się obracać, a śnieg z drzew zaczął powoli z nich spadać. Była bardzo romantycznie.
-Więc, jak tam u was? U ciebie i Anny. -nie wiedziałem jak zagadać.
-Yyy, dobrze. Anna znowu się zakochała. -mówiła, tak jakby smutno.
-Taa, miłość to fajna sprawa, co?
-Bardzo... A ty się w kimś zakochałeś? -zapytała z nutką nadziej.
-Może? -uśmiechnąłem się chytrze -A ty?
-Może? Więc kim ona jest?
-A skąd wiesz, że to ona, nie nie on?! -zaśmialiśmy się.
-Ja to po prostu czuje. Więc?
-"A co mam owijać w bawełnę, raz kozie śmierć!" -pomyślałem.- No więc, ona ma piękne blond włosy, niebieskie oczy i piękną bladą cerę, którą mógłbym tulić całe dnie i noce -zarumieniłem się.
-U mnie zaś,on ma gęste białe włosy, niebieskie oczy i uratował mnie dziś od oberwania farbą. -uśmiechnęła się.
Oboje wstaliśmy ze swoich miejsc i podeszliśmy do siebie. Powoli objąłem ją w pasie, a ona powiesiła swoje ręce na mojej szyi. Nasze twarze, zaczęły się do siebie powoli zbliżać. Od pocałunku dzieliły nas milimetry... już miało się to stać, kiedy nagle lunął na nas deszcz. Odskoczyliśmy od siebie. Oboje zaczęliśmy moknąć, więc zdjąłem z siebie swoją skórzaną czarną kurtkę i okryłem nią Elsę. Ta się lekko zarumieniła, a ja wziąłem wiosła i zacząłem płynąć do brzegu. Tam oddałem wypożyczoną łódkę i razem z ukochaną pobiegliśmy w stronę domu Czkawki. Z racji tego, że jest już ciemnawo, to poprosiłem Elsę, aby została u nas na noc. Ta chyba nie miała innego wyboru i się zgodziła. Uciszyłem się i przemoczeni weszliśmy do środka. Pani Valka, od razu dała nam suche ręczniki i ciepłe koce. Mi zimno nie było, sami wiecie dlaczego, ale aby nie wzbudzać podejrzeń, owinąłem się w materiał. Kiedy szukałem sobie ciuchów na przebranie, znalazłem również jedną zieloną z kapturem, bardzo podobną do tej niebieskiej. Wziąłem ją i podałem Elzie, która nie miała nic na przebranie. Założyła więc ją i posłała mi ciepły uśmiech. Nadal nie mogę uwierzyć, że wyznaliśmy sobie miłość, ale na razie nikomu o tym nie powiemy. Tak na wszelki wpadek. Po wejściu do pokoju Czkawki, zauważyłem, że są w nim wszyscy tyle że już śpią. Więc to tak się o nas martwią?! Postanowiliśmy im nie przeszkadzać, więc udaliśmy się do mojego pokoju, który dostałem. Miałem tam łóżko, więc spać będzie gdzie.
-Proszę, ty idź spać na łóżko, a ja się położę na podłodze. -powiedziałem jak dżentelmen.
-Nie. To twoje łóżko, więc ja się prześpię na podłodze. Nie jestem jakąś tam królewną.
-Jesteś moją królewną... Mam pomysł. Nie wiem, co na to powiesz, ale możemy spać na nim razem.Znaczy się jeśli nie, to ja prze... -co ja głupi powiedziałem. Pewnie uzna mnie teraz za jakiegoś zboka.
-Z przyjemnością Jack. -lekko się uśmiechnęła.
Zdziwiłem się jej odpowiedzią, ale również ucieszyłem. Wpuściłem pannę pierwszą na łóżko,aby ułożyła się jak jej tam wygodniej, po czym dołączyłem. Kiedy już byliśmy w wygodnych pozycjach, przytuliłem ją niepewnie do siebie, a ta wtuliła się w moją rękę. Lekko się uśmiechnąłem i razem z nią po paru miłych minutach zasnąłem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobry Wieczór!
Dziś wyjątkowo dwa rozdziały jeej!
Jack śpi, więc miałam więcej czasu na to i owo.
Dziękuje za super rozdział od Ollka PL na jej blogu.
Więc mam do ciebie jeszcze prośbę....
Postaraj się na jutro napisać kolejny rozdział, to ja też wstawie, pliss.
Trzymajcie się zimno!
P.S. macie pozdrowienia od obudzonego i złego na mnie Jacka!
2 komentarze:
To co ty Ola na to? Kolejny rozdział za moje dwa kolejne? Sorry, że tak naciskam, ale uwielbiam twojego bloga i chyba mam jakieś ADHD, bo przynajmniej 20 razy dziennie muszę tam zajrzeć czy coś dodałaś. Chyba muszę się leczyć XD
A ja będę się leczyć, jeżeli Jacuś i Elsa będą bez przerwy sobie ,,wyznawać miłość" (cały czas się całować i wycierać noski)
Może bardziej opisz konfrontacje ze Strażnikami :D ciekawie by było!
Agadoo głodna nexteła
Prześlij komentarz