Perspektywa Jack'a
Zaraz po tym, jak wysłałem Czkawce i reszcie telepatyczną wiadomość, aby tu przyszli, zacząłem rozglądać się po łazience, gdzie są ręczniki. Nie było mi tu za wygodnie, ponieważ sam ogon miał z jakieś 1,5m, a ja kolejne 0,5m. Tylko dlaczego wcześniej o tym nie wiedziałem? Że mogę zmieniać się w 3 metrowego lodowego smoka i trytona, bo tak się chyba nazywa męska forma syreny. Nie ważne. Po chwili usłyszałem otwierające się do pokoju drzwi. Podniosłem lekko głowę do góry, aby lepiej słyszeć.
-Jack, gdzie jesteś?! -usłyszałem głos Elzy. Jaki on jest cudowny.
-Tutaj! W łazience! -odkrzyknąłem
Podeszli do drzwi.
-Możemy wejść? -usłyszałem Flynna.
-No skoro was wołam, to sami pomyślcie. -powiedziałem lekko zdołowany.
-No bo końcu mógłbyś być nago, albo coś -wyjaśnił Kristoff.
-Nooo, w pewny sensie jestem, ale sami zaraz zobaczycie... oj po protu wchodźcie!
-Ale... -zaczęła Elza.
-Wchodźcie!
-Tylko pamiętaj, nie ważne jakiego masz małego, nie będziemy cię oceniać. -zaśmiała się cicho Merida. Zrobiłem zrezygnowaną jak i trochę złą minę, Westchnąłem.
Po chwili drzwi otworzyły się i wszyscy weszli do środka. Tylko, że z zasłoniętymi ręką oczami. Przekręciłem gałami.
-Możecie się ogarnąć! Nie widać mi! -wrzasnąłem.
Chłopcy odsłonili swoje patrzały i kiedy zobaczyli leżącego mnie na podłodze z ogonem, wybuchli śmiechem. Urażony pokazałem im język. Po chwili namysłu, dziewczyny też odsłoniły sobie oczy. Wszyscy zaczęli się śmiać, oprócz Elzy, która do mnie podbiegła i jakoś tam przytuliła.
-I z czego się barany śmiejecie!? -krzyknęła niebieskooka.
-Sorry, ale nie co dzień widzi się przyjaciela z rybim ogonem.-zawołała starając się powstrzymać śmiech ruda łuczniczka.
-Nie przejmuj się Jack'uś. Oni ci po prostu zazdroszczą. -powiedziała i dała buziaka w czoło.
-Dziękuje śnieżynko. -powiedziałem, tak aby tylko ona to usłyszała. -No dobra, to pomoże mi ktoś? -zwróciłem się do reszty.
-O co chodzi? -zapytał nadal roześmiany Czkawka
-Muszę wysuszyć ogon, ale sam nie dam rady. Mógłby ktoś? Ręczniki są w tamtej szafce. -wskazałem na górną szafkę obok prysznica.
-Ja to zrobię, ale ręcznik nie będzie mi potrzebny. -zgłosiła się Anna.
Po chwili rudowłosa uklęknęła obok mojego ogona i w rękach rozpaliła sobie żywy ogień, po czym zbliżyła go do łusek i w ten sposób je suszyła. Może to trochę potrwać. Odwróciłem trochę smutny głowę, że przeze mnie moi przyjaciele stali się duszkami. Gdyby wiedzieli chociaż dlaczego nie jest to takie dobre. Po chwili przede mną ukląkł Czkawka. Chyba chciał o czymś porozmawiać, więc podniosłem lekko głowę i spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.
-Już wiemy o co ci chodziło. Z tym, że staliśmy się magicznymi istotami. -powiedział trochę smutno.
-Przepraszam was za to. Gdybym...
-Nie ważne co byś zrobił, to nawet nie wiesz jak cieszymy się, że z nami jesteś. I co z tego, że będziemy żyć wiecznie bez mamy, taty czy rodzeństwa. Mamy w końcu siebie. Tak?
-A no tak. -powiedziałem już trochę weselej.
-No to co? Oprócz tego ogona, masz coś jeszcze? -zapytał już uśmiechnięty.
-Nie wiem jak wam to powiedzieć, ale zmieniam się jeszcze w smoka. Lodowego smoka. -powiedziałem spokojnym tonem. -Tylko nie wiem dlaczego, dopiero teraz te umiejętności się ujawniły.
-Może kiedy księżyc nas przemieniał, to tobie też coś dał.
-Możliwe.
Po chwili ogon stał się suchy i zniknął, a na jego miejscu pojawiły się moje stare kochane nogi. Podałem rękę szatynowi, który pomógł mi wstać, po czym wszyscy wyszliśmy z łazienki. Usiadłem na łóżku, a reszta obok mnie lub na krzesłach.
-No więc, skoro mamy już wszystko jasne, to może powiecie mi jakie dostaliście zdolności.
-Ja jestem duchem muzyki i radości. Odkryłem, że o wiele ładniej śpiewam, nie wiem skąd, ale gram na wszystkich instrumentach, tak jak ty wywołuje u dzieci radość i umiem latać z pomocą skrzydeł. -powiedział pierwszy Czkawka.
-U mnie nic nowego, po za tym, że umiem latać, tak jak ty i rozkochiwać w sobie ludzi. -odezwała się ma miłość.
-Ja rozśmieszam dzieci i takie tam. -powiedział krótko Julek.
-A ja uzdrawiam ludzi, nawet tych nieżywych i jako pani wiosna sprzątam po tobie. -odezwała się Roszpunka.
-Moc technologiczna. Dzieci w końcu lubią sprzęty elektroniczne. -zaśmiał się Kristoff.
-A ja mocą letnią i ognistą uzupełniam braki do ciepłych lipcowych dni. -ucieszyła się Anna.
-Ja mama taki fajny pomarańczowo-żółty łuk z narysowanymi ptakami. Mam do niego magiczne strzały którymi mogę strzelić w kłócące się dzieci czy dorosłych i ich tym godzić. Na moich rodziców w sam raz. A i jeszcze jestem panią jesienią.
-Aha. A strażnicy już o tym wiedzą? -zapytałem zdumiony umiejętnościami przyjaciół.
-Nawet nie wiedzą, że żyjesz. Przenieśli się teraz do jadalni i siedzą karcąc się w myślach "Co zrobili?"
-No to chyba trzeba ich powiadomić, że zmartwychwstałem.
-Nie jesteś na nich zły?
-Nie. Wiem, że to Mrok pomieszał im w głowach. Nie byli po prostu świadomi, tego co robią.
-Łał. A nie jesteś jeszcze przypadkiem duchem przebaczenia czy Merida w ciebie strzeliła?
-Bardzo śmieszne. Oni też są moimi przyjaciółmi. Każdy popełnia błędy, więc trzeba ich zrozumieć.
-No dobra. Niech ci będzie. To chodźmy.
-Zaczekaj. Może im i wybaczyłem, ale bez małej zemsty się nie obędzie. -uśmiechnąłem się chytrze.
-I to w tobie lubię najbardziej. -zaśmiał się Czkawka, po czym ruszyliśmy w stronę Salonu. Według Yeti tam przesiadują aktualnie strażnicy.
Po drodze wyjaśniłem im plan, a kiedy wszyscy zrozumieli, byliśmy akurat pod drzwiami. Zacząłem się ekscytować jak mała dziewczyna nową lalką. Ble! Pokazałem reszcie, aby trochę się odsunęli, po czym kiedy to zrobili cicho zmieniłem się w smoka. Dałem się trochę pooglądać reszcie, po czym zacząłem realizować swój plan. Na wymiar drzwi były dla mnie w sam raz, więc problemu z wejściem tam nie będę miał. Po chwili łapą ostro otworzyłem drzwi, a kiedy łbem wparowałem do środka i przeraźliwie zaryczałem. Reszta za mną się śmiała. Spojrzałem na miny strażników. North blady jak własna broda zaczął chyba szukać broni, ale ze strachu nie mógł. Wróżka zaczęła piszczeć i starać chować. Piasek schował się za piaskową ściankę własnej roboty, a Kangur z początku piszczał jak mała dziewczynka, po czym schował się za meblem. Nie mogłem się powstrzymać i jeszcze w ciele smoka, padłem na podłogę i zacząłem się śmiać. Po chwili do środka weszła również reszta i także zaczęła śmiać się z przekomicznych min strażników. Zdezorientowane ofiary zemsty, wyszły ze swoich kryjówek i zaczęły powoli do nas podchodzić, ale mnie mijali szerokim łukiem.
-Dzieciaki, o co tu chodzi? I co to za smoczysko?! -spytał zdezorientowany Mikołaj.
W związku z tym, że tamci nadal się śmieli i nie mogli się wysłowić, zamieniłem się w ludzia.
-No ty co North, własnego kolegi z pracy nie poznajesz? -powiedziałem nadal się trochę śmiejąc.
-Jack? Ty żyjesz! O na wór prezentów, ty żyjesz!!! -powiedział Miko i mocno mnie przytulił.
-A-a-ale dlaczego byłeś smokiem? -zapytała już mnie zdenerwowana Wróżka
-Widać Pan Księżyc postanowił dać mi parę nowych umiejętności.-puściłem jej oczko.
-Czyli stałeś się semideum! -krzyknął North.
-Semi co? -zapytałem zdezorientowany
-To po łacińsku znaczy Półbóg. To tylko taka nazwa, więc sobie zbyt wiele nie wyobrażaj, ale już wiem skąd ten niebieski piorun na twoich włosach. -uśmiechnął się Mikołaj.
-Jaki piorun? O czym ty... -podszedłem do lutra i ujrzałem na że przy czole, miałem jedno niebieskie pasemko, które wyglądało jak piorun. Zdziwiłem się, wcześniej go nie zauważyłem.
-A wy? Staliście się duszkami? Dlatego się nas wypytywaliście o te rzeczy przed chwilą? -zapytał nieśmiało North. Chyba wiedział, że nastolatkowie nadal są na nich źli.
-Tak. A i chcieliśmy przeprosić za nasze wcześniejsze zachowanie, ale po tym jak Jack umarł to się załamaliśmy i...
-Nic się nie stało. Sami nadal jesteśmy na siebie źli.
-No ejj, ja do nikogo nie mam żalu. No oprócz Mroka. Nie żyjmy przeszłością. A tak wracając, to o co chodzi z tym półbogiem?
-To taki stopień. Każdy z nas jest na jakimś. Pewnie zauważyłeś, że zaraz po tym jak stałeś się Jack'iem Mrozem umiałeś tworzyć tylko wzory na lodzie i latać. No i z każdym dniem, byłeś coraz silniejszy. U nas jest tak samo. Tyle, że ty awansowałeś już na prawie najwyższy status.
-A jaki jest najwyższy?
-Po prostu Bóg. Nie wiem kto wymyślał, te nazwy, ale to nie jest tak, że będziesz bogiem, tylko będziesz po prostu najsilniejszym duchem na świecie.
-Aha. No fajnie. Jak narazie chyba i tak nim jestem, więc nad awansem popracuje kiedy indziej. Mam do was prośbę. Potrzebujemy lekcji...
8 komentarzy:
Staram się komencić każdy rozdzialik C;
,,O nie Jack, przecież możesz być nago!" - nie no, te sceny mnie ROZ-WA-LI-ŁY!!! XD
A ja to bym bardziej nastraszyła Strażników, no bo w końcu nieczęsto trafia się okazja do zemsty za zabicie przez kumpli...
Po raz kolejny: ostatnie rozdziały są najlepszymi, jakie kiedykolwiek napisałaś C; i czekamy na więcej!
Agadoo
P.S:Ciekawe, czy czytam to tylko ja i Ollka czy ktoś jeszcze...
Suuuuper rozdzial!!! Ja juz nie umialam usiedziec w miejscu! I tak wgl to jacy oni sa zboczeni xD Lubie ich! Xd
Czekam na nexta!!!
Pozdro i WENY!!!
Dawaj nexta bo nie wytrzymam nerwowo!! xD
ja tak samo mam z twoim blogiem Ollka! Wstawiaj nexta bo wybuchnę!
ZARAZ ZARAZ...dopiero teraz zauważyłam:
Skoro Jack pod wpływem gorąca się topi, to jak Anna mogła go suszyć za pomocą OGNIA?!
Agadoo
Moze luski nie dopuszczaly ciepla do ciala? I w sumie... sprytne xd
Uznajmy, że jego ogon jest ciepło-odporny xD
Żeby mógł w tropikach pływać? xD
Agadoo
Prześlij komentarz