Ile nas tu było

niedziela, 6 września 2015

Jelsa: Rozdział 1

 Idę właśnie w stronę szkoły. Mijam wiele dzieci, które się bawią, nastolatków z nosami w książkach, ubranych elegancko nauczycieli i karmiących gołębie emerytów. Rozejrzałem się w okolicy, czy przypadkiem nie ma w pobliżu żadnego ze strażników. Pusto. Zero magicznych istot poza mną. Nagle poczułem lekkie uderzenie na plecach. Dotknąłem miejsca, w które dostałem i palcami zgarnąłem trochę tego czegoś, aby móc to zobaczyć. Śnieg. Powoli się odwróciłem i ujrzałem grupkę wystraszonych dzieci, które pewnie czekały na moją reakcje. Ich miny były bezcenne. Takie już są dzieci, boją się złej reakcji dorosłych. Ale niech nie zapominają, kto przed nimi stoi. Pochyliłem się lekko i zgarnąłem do dłoni trochę śniegu.Następnie zbiłem biały puch mocniej i dmuchnąłem w niego, po czym rzuciłem kulką w jedno z dzieci. To po chwili zaczęło się śmiać. Magia zadziałała. Pobiegłem więc do nich i rozpocząłem bitwę na śnieżki. Każdy rzucał w każdego, jak nie na oślep. Po chwili oberwałem w głowę mokrą śnieżką, a woda w niej zawarta zmyła mi brązową farbę. Ehh. Niestety, ale pożegnałem się z dziećmi i ruszyłem w stronę znienawidzonego przez większość młodzieży budynku.
(tak właśnie wygląda ta szkoła)
 Podczas wchodzeniu po schodach, trzymałem się barierki, aby nie spaść, przez obijające się po drodze nastolatki. Że im to nie przeszkadza. Kiedy w końcu dotarłem i wszedłem do środka od razu udałem się do szkolnej łazienki. Tam szybko umyłem głowę z brązowej farby, zamroziłem mokre włosy i na koniec strzepałem kryształki z głowy. No, naturalne piękne jak to się mówi. Poprawiłem sobie jeszcze włosy i wyszedłem. Po głównym holu pałętało się wiele ludzi. Jedna grupka dziewczyn rozmawiała o chłopcach, których poznała przez wakacje, grupa chłopców o wczorajszym meczu, nauczyciele o tym, że nie mogą znaleźć swojego dziennika, a ja stałem jak kołek na samym środku holu. Wsadziłem ręce do dużej kieszeni na bluzie i poszedłem do wielkiej tablicy z ogłoszeniami i planami lekcji. Zacząłem szukać swojego imienia na klasowej liście. Jest! Będę chodził z klasą IB. Ok, jedno załatwione. Teraz jaką i gdzie mam pierwszą lekcje.  Patrzę na tabelę i szukam nazwy przedmiotu który teraz mam. Hmm, o jest! Historia. Może być ciekawie. Z najbliższych 300 lat będę znał odpowiedzi. Westchnąłem i udałem się do sali... 45. Wchodziłem już po schodach, gdy nagle usłyszałem dzwonek. Ale głośny! Po chwili hałas ustał, a ja pośpiesznie ruszyłem na górę. Sala 41...42...43...44...45 jest! Wszedłem nieśmiało do środka i przywitałem nauczyciela. Przede mną stała moja nowa klasa, licząca 12 osób.
-Witamy! Widzę, że o pierwsze dobre wrażenie, to się nie starałeś, co? -powiedział nauczyciel.
-Przepraszam, ale byłem jeszcze w łazience. -usprawiedliwiłem się
-No dobrze już siadaj na jakimś wolnym miejscu.- machnął swoim wskaźnikiem i dalej pisał coś na tablicy.
Rozejrzałem się po klasie i ujrzałem wolne miejsce koło brązowowłosego chłopaka z zielonymi oczami. Nieśmiało podszedłem tam i zatrzymałem przy nim.
-Przepraszam, czy mogę się dosiąść?
-Pewnie! Siadaj! -uśmiechnął się do mnie szczerze.
Odwzajemniłem uśmiech i przysiadłem do nowego kolegi.
-Jestem Czkawka Haddock. Witamy w liceum.
-Dzięki. Jestem Jack Mróz. Wróciłem tymczasowo w rodzinne strony.
-Świetnie! Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie, czy ty farbowałeś włosy na biały, czy masz tak od urodzenia?
-Od urodzenia. -przyznałem.
-Spoko. Fajne.
Przez resztę lekcji zachowaliśmy ciszę. Nauczyciel coś tam mówił o średniowieczu, ale ja myślami byłem na zewnątrz. Ciągle wypatrywałem przez okno, czy nikt nie czai się na mnie w pobliżu. Po chwili usłyszałem dzwonek, więc wstałem i razem z Czkawką wyszliśmy z sali. Udaliśmy się na stołówkę. Wszędzie było pełno stolików i krzeseł.

(tak wygląda ich stołówka)
Rozglądałem się przez chwilę, gdy nagle zauważyłem, że nie ma przy mnie Czkawki. Zacząłem się niespokojnie oglądać na wszystkie strony, gdy nagle zauważyłem go machającego do mnie, abym podszedł. Siedział z pewną grupkę osób przy jednym stole. Niepewnie podszedłem i przysiadłem się. 
-Hej -powiedziałem cicho.
-Cześć, fajne włosy! -zagadała od razu ruda z kręconymi włosami dziewczyna.
-Merida, uspokój się! -uspokoiła już długowłosa blondyna.
-Czkawka, przedstawisz nam naszego nowego kolegę? -zapytał ciemnowłosy chłopak.
-Oczywiście. A więc to jest Jack. To jego rodzinne miasto i przez jakiś czas będzie się z nami uczył. A więc Jack, ta ruda jak już pewnie wiesz to Merida, długowłosa blondyna Roszpunka, albo inaczej Punka, ciemnowłosy obok Punki to Flynn, jej chłopak, , a obok niego blondyn Kristoff, ze swoją dziewczyną Anną. Obok Ani jej siostra Elsa, -przedstawił mi wszystkich .
-Miło mi was poznać. 
-Nam również. -odezwała się w końcu prawie że białowłosa Elsa.
-Będziesz musiał wytrzymać z nami trochę czasu -zaśmiał się Kristoff.
-Właśnie widzę -zaśmiałem się.- A wy od dawna się znacie?
-Tak. Od piaskownicy. Zawsze nierozłączni przyjaciele.- oznajmiła Anna.
-Ta. Czyli tacy, co sobie ufają i wiedzą czy drugi mówi prawdę, tak? -przypomniałem sobie o strażnikach. Zapewniali mnie, że są moimi przyjaciółmi, ale jak widać się myliłem.
-Dokładnie... Czy coś się stało Jack? -zauważyła moje zmartwienie Punka.
-Tak... Znaczy się nie!... Nie ważne. Może coś zjemy?
-Pewnie! Chodźmy! -oznajmiła Elsa.
Wszyscy razem poszliśmy do bufetu. Nałożyłem sobie marchewkę z groszkiem, ziemniaki, i kotleta schabowego. Po drodze, zabrałem sobie jeszcze kubek zimnego już kompotu i wróciłem z resztą do naszego stolika. Reszta dnia minęła na zapoznawaniu się z nowymi jak widać przyjaciółmi. Jeszcze nigdy się tak nie bawiłem. Kto by pomyślał, że w szkole, może być tak fajnie?

1 komentarz:

Unknown pisze...

Super rozdział! Tylko żeby Strażnicy nie znaleźli Jacka! Czekam na nexta!!!!