-Luna!!! Nie tworzymy lodu w domu!!!-wrzasnąłem (ta, codziennie słyszę to od swojego taty XD dop. aut.)
-Łał, Jack, a od kiedy z ciebie taki troskliwy tatuś, co?-zaśmiał się Czkawka.
-Oj przestań. Bycie ojcem to ogromna odpowiedzialność. Nadal nie wiem czy dobrze spisuje się w tej roli, ale jak będą się ślizgać na samym środku korytarza, to w końcu wpadną na ścianę.
-Jakbyś Flynna nie znał. On zawsze coś głupiego wymyśli. A tak w ogóle, to jestem duszkiem Zabawy, prawda? Chyba powinieneś do niej dołączyć, a nie jak stary grzyb wszystko komentować.
-Aż tak ze mną jest źle!?-wystraszyłem się.
-No trochę. Ale nie ważne. Może załatwmy sobie coś do jedzenia.
-No przydałoby się. Głodny jestem.
-Ja też. Kuchnia jest niedaleko.
I ruszyliśmy dalej. Faktycznie po parunastu minutach byliśmy już w kuchni. Teraz tylko co zjeść i jak to zdobyć?
-Dobra mam pomysł. Podlece do blatu i coś tam znajdę, a potem zrzucę do ciebie.
-Ok. A ja zajmę się czymś do picia.
Czkawka kiwnął głową na znak zgody i poleciał na górę. Ja przez czas jego poszukiwań stworzyłam lodowe szklanki, które się nie rozpuszczą pod wpływam ciepła naszych ciał...a przynajmniej Czkawki, po czym stworzyłem w nich trochę błyszczącego śniegu, który po chwili się rozpuścił i zamienił w wodę. No i picie mamy gotowe! Po chwili usłyszałem wołanie Czkawki:
-Jack!! To co jemy?! Znalazłem owoce i parę warzyw!!-zawołał.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę z taką powagą, jak dorośli odpowiedzialni ludzie, lecz po chwili wybuchliśmy śmiechem. Brunet o mało nie spadł z blatu.
-Dobra, a teraz bez jaj. Dawaj te ciastka!-przewidziałem już wcześniej co znalazł.
Po chwili Czkawuś przytoczył wielkie ciastko z kawałkami czekolady i zepchnął je na dół. Słodycz wylądowała koło mnie i pękła na pół. Będzie nam łatwiej dzielić.Zaraz po tym koło mnie wylądował również skrzydlaty. Podałem mu lodową szklankę, na co trochę drygnął. A no tak, zapomniałem, że on odczuwa zimno. Mądrala jednak wpadł na dobry pomysł i owinął dłonie ściągniętym z rąk kawałkiem bluzy.Z racji tego, że ciastko było naszej wielkości, to zjedliśmy go tylko pół. Mniam! Takie śniadania mi pasują! Kiedy byliśmy już najedzeni i osłodzeni, wyszliśmy z kuchni i ruszyliśmy w dalszą "podróż". Przeszliśmy naprawdę dużo. Na noc postanowiliśmy, że zatrzymamy się przy drzwiach pokoju Elzy i Luny. Kiedy Czkawka szykował sobie tam coś do leżenia (a było to pomiędzy ścianą, a dużym, stojącym wazonem z jakimś kwiatkiem), to ja zakradłem się pod drzwiami do pokoju mojej kochanej rodzinki. Elza siedziała na łóżku i czytała jakąś książkę dla matek, a Luncia leżała na łóżku z słuchawkami i wyglądała na z lekka zmartwioną. Ciekawe co ją trapi? Po chwili przyglądania się nim, Elza zgasiła światło, więc z braku zajęcia, wróciłem do Czkawki. Ten jednak też już smacznie spał, więc wyczarowałem sobie lodowy materac, koc i poduszkę, po czym zasnąłem.
* * * Noc
Spałem sobie smacznie, kiedy obudziły mnie dziwne hałasy za drzwi. Z racji tego, że za nimi znajdowały się najważniejsze osoby w moim życiu, szybko wstałem i wślizgnąłem się do środka. Czkawka nadal spał jak zabity, więc się nim tam nie przejmowałem. Kiedy byłem już w środku, zauważyłem siedzącą po turecku Lunę, która...płakała. Tylko co jej się stało? Po chwili zauważyłem, jak Elza szybko wstaje i podchodzi do córki. Usiadła obok niej, a ta natychmiast się do niej przytuliła.
-Kochanie, co się stało? Znów miałaś zły sen?-czy ja usłyszałem zły sen? Mrok za mało jeszcze ode mnie oberwał, że się nie nauczył, że ma zostawić moją rodziną w spokoju.
-Tak.-usłyszałem zapłakany głosik Luny.
-A co się w nim działo?-zapytała z troską. Chciała, aby jej ulżyło, jak się wygada.
-Śniło mi się, że tata nas zostawił...Ale to nie przez śmierć. Powiedział, że nas nie kocha i znikł. A ja nie chce go znów stracić.-płakała wtulona do Elzy.
-Śnieżynko, tata na pewno nas kocha i nigdy by nas nie zostawił.
-Ale dziś cały dzień go nie było. A obiecał mi wspólny lot do dziadków, aby poinformować ich wszystkich, że żyje.
-Może miał pilne wezwanie do Strażników. Przecież obie wiemy, że na tatę liczą miliony dzieci.
-A co jeśli nie? A co jeśli Mrok coś mu zrobił?
-Twój tata jest dla niego za silny. A nawet jeśli, to zaczarowałby go syrenim śpiewem i wrócił do nas.
-Obiecujesz?
-Obiecuje.
Bolało mnie serce, na wszystkie słowa Lunci. Gdyby wiedziała, że tu jestem.
-Luncia, nie płacz! Jestem tutaj!-wołałem. Chciałem, aby mnie zauważyła i wiedziała, że jej nie opuszczę, lecz ona nie usłyszała. Chciałem już do nich podbiec, kiedy poczułem coś na ramieniu. Odwróciłem głowę i ujrzałem zmartwioną twarz Czkawki.
-Ona myśli, że...-chciałem mu wyjaśnić.
-Tak wiem, słyszałem ich rozmowę.
-I co ja mam zrobić, Czkawka? Ja już nie daje rady.
-Nie wiem. Na pewno musimy dostać się do Labu, a potem zobaczymy. A teraz chodź już spać.
-Dobrze.
-Dobra mam pomysł. Podlece do blatu i coś tam znajdę, a potem zrzucę do ciebie.
-Ok. A ja zajmę się czymś do picia.
Czkawka kiwnął głową na znak zgody i poleciał na górę. Ja przez czas jego poszukiwań stworzyłam lodowe szklanki, które się nie rozpuszczą pod wpływam ciepła naszych ciał...a przynajmniej Czkawki, po czym stworzyłem w nich trochę błyszczącego śniegu, który po chwili się rozpuścił i zamienił w wodę. No i picie mamy gotowe! Po chwili usłyszałem wołanie Czkawki:
-Jack!! To co jemy?! Znalazłem owoce i parę warzyw!!-zawołał.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę z taką powagą, jak dorośli odpowiedzialni ludzie, lecz po chwili wybuchliśmy śmiechem. Brunet o mało nie spadł z blatu.
-Dobra, a teraz bez jaj. Dawaj te ciastka!-przewidziałem już wcześniej co znalazł.
Po chwili Czkawuś przytoczył wielkie ciastko z kawałkami czekolady i zepchnął je na dół. Słodycz wylądowała koło mnie i pękła na pół. Będzie nam łatwiej dzielić.Zaraz po tym koło mnie wylądował również skrzydlaty. Podałem mu lodową szklankę, na co trochę drygnął. A no tak, zapomniałem, że on odczuwa zimno. Mądrala jednak wpadł na dobry pomysł i owinął dłonie ściągniętym z rąk kawałkiem bluzy.Z racji tego, że ciastko było naszej wielkości, to zjedliśmy go tylko pół. Mniam! Takie śniadania mi pasują! Kiedy byliśmy już najedzeni i osłodzeni, wyszliśmy z kuchni i ruszyliśmy w dalszą "podróż". Przeszliśmy naprawdę dużo. Na noc postanowiliśmy, że zatrzymamy się przy drzwiach pokoju Elzy i Luny. Kiedy Czkawka szykował sobie tam coś do leżenia (a było to pomiędzy ścianą, a dużym, stojącym wazonem z jakimś kwiatkiem), to ja zakradłem się pod drzwiami do pokoju mojej kochanej rodzinki. Elza siedziała na łóżku i czytała jakąś książkę dla matek, a Luncia leżała na łóżku z słuchawkami i wyglądała na z lekka zmartwioną. Ciekawe co ją trapi? Po chwili przyglądania się nim, Elza zgasiła światło, więc z braku zajęcia, wróciłem do Czkawki. Ten jednak też już smacznie spał, więc wyczarowałem sobie lodowy materac, koc i poduszkę, po czym zasnąłem.
* * * Noc
Spałem sobie smacznie, kiedy obudziły mnie dziwne hałasy za drzwi. Z racji tego, że za nimi znajdowały się najważniejsze osoby w moim życiu, szybko wstałem i wślizgnąłem się do środka. Czkawka nadal spał jak zabity, więc się nim tam nie przejmowałem. Kiedy byłem już w środku, zauważyłem siedzącą po turecku Lunę, która...płakała. Tylko co jej się stało? Po chwili zauważyłem, jak Elza szybko wstaje i podchodzi do córki. Usiadła obok niej, a ta natychmiast się do niej przytuliła.
-Kochanie, co się stało? Znów miałaś zły sen?-czy ja usłyszałem zły sen? Mrok za mało jeszcze ode mnie oberwał, że się nie nauczył, że ma zostawić moją rodziną w spokoju.
-Tak.-usłyszałem zapłakany głosik Luny.
-A co się w nim działo?-zapytała z troską. Chciała, aby jej ulżyło, jak się wygada.
-Śniło mi się, że tata nas zostawił...Ale to nie przez śmierć. Powiedział, że nas nie kocha i znikł. A ja nie chce go znów stracić.-płakała wtulona do Elzy.
-Śnieżynko, tata na pewno nas kocha i nigdy by nas nie zostawił.
-Ale dziś cały dzień go nie było. A obiecał mi wspólny lot do dziadków, aby poinformować ich wszystkich, że żyje.
-Może miał pilne wezwanie do Strażników. Przecież obie wiemy, że na tatę liczą miliony dzieci.
-A co jeśli nie? A co jeśli Mrok coś mu zrobił?
-Twój tata jest dla niego za silny. A nawet jeśli, to zaczarowałby go syrenim śpiewem i wrócił do nas.
-Obiecujesz?
-Obiecuje.
Bolało mnie serce, na wszystkie słowa Lunci. Gdyby wiedziała, że tu jestem.
-Luncia, nie płacz! Jestem tutaj!-wołałem. Chciałem, aby mnie zauważyła i wiedziała, że jej nie opuszczę, lecz ona nie usłyszała. Chciałem już do nich podbiec, kiedy poczułem coś na ramieniu. Odwróciłem głowę i ujrzałem zmartwioną twarz Czkawki.
-Ona myśli, że...-chciałem mu wyjaśnić.
-Tak wiem, słyszałem ich rozmowę.
-I co ja mam zrobić, Czkawka? Ja już nie daje rady.
-Nie wiem. Na pewno musimy dostać się do Labu, a potem zobaczymy. A teraz chodź już spać.
-Dobrze.