Perspektywa Jack'a
-...Potrzebujemy lekcji.
-Lekcji? Ale jakich? -zdziwiła się wróżka.
-No w posługiwaniu się nowymi umiejętnościami. Ja na przykład w postaci smoka nie umiem posługiwać się skrzydłami, Czkawka chyba też -kiwnął na tak- no, a reszta też by mogła coś tam poćwiczyć. A i jeszcze jestem pewien, że ten rybi ogon kryje w sobie coś więcej niż tylko pływanie.
-Rybi ogon? Jesteś też Trytonem? -zdziwił się Zając.
-A co mówię po chińsku? Jak dotknę wody wyrasta mi płetwa, już rozumiesz? -powiedziałem już zmęczony tym dniem.
-Yyy, Jack? -usłyszałem za sobą głos Elzy -A co z naszymi rodzicami? Nie możemy tak po prostu zniknąć z ich życia. Muszę raczej wiedzieć, co się z nami stało.
-Tak wiem... poczekajcie, kiedy księżyc was zmienił, dostaliście jakąś nową tożsamość czy coś?-zapytałem. Miałem pewien pomysł.
-Nie. Na wisiorkach napisane było tylko jakimi jesteśmy duchami.
-Świetnie! Więc rodzice was zobaczą! No to teraz tylko, jak się do nich dostaniemy. Latać nie potraficie, a jakbym was nauczył, to co z Czkawką. -zacząłem się zastanawiać.
-Może nauczę ciebie i Czkawkę posługiwać się skrzydłami i wszyscy się zabierzecie! -wpadła na pomysł Ząbek.
-Genialny plan! Tylko, długo to może potrwać? -ucieszyłem się.
-No coś ty. To minuta jak nie pięć. Tylko, może chodźcie we dwójkę do jakiejś innej sali. Tu mamy trochę za mało miejsca.
-OK. A po powrocie, nauczę resztę latać tym naszym drugim sposobem. -powiedziałem, po czym z wróżką i szatynem wyszliśmy z salonu. Reszta została z Northem, Piaskiem Kangurem i zaczęli opowiadać im jakie talenty posiadają.
Po chwili znaleźliśmy się w wielkiej pustej komnacie, w której mógłbym zrobić wyścigi latania. Zrobiłem swoim starym sposobem parę kułem wokół sufitu na rozgrzewkę, po czym wylądowałem obok "Anioła"-tak go teraz będę nazywał.
-No dobra, to może ty Jack zmień się w smoka , tak na dobry początek, a ty Czkawka napręż odrobinę skrzydła. Nie mogą być za luźne. Ty Jack podobnie.-zaczęła Zębuszka.
Na jej polecenie zamieniłem się w smoka i tak jak powiedziała naprężyłem błony. Po chwili kazała nam nimi zacząć machać. Obydwoje to zrobiliśmy, lecz się nie unieśliśmy.
-Dobrze, to teraz nogami...czy tam łapami odbijcie się lekko w górę i zacznijcie szybciej i mocniej machać skrzydłami.
Zrobiliśmy to co powiedziała i faktycznie zaczęliśmy się unosić. Ale to fajne.
-Świetnie! A teraz posłuchajcie. Jeśli chcecie skręcić w lewo czy w prawo to wystarczy że się pochylicie lekko w tą stronę i już. Zrozumieliście?
-Tak!-zawołał Czkawka latając przy suficie niczym profesjonalista. Ja również dawałem radę, tylko latając musiałem uważać, aby nikogo nie uderzyć wielkim skrzydłem czy długim ogonem. Po chwili zabawy wylądowaliśmy, a ja zmieniłem się no w...siebie.
-Fajna zabawa, chodź jednak ja wolę posługiwać się wiatrem. Dzięki Ząbek! Czkawka, no chodź! -krzyknąłem, wybiegając z sali. Po chwili dołączył do mnie i razem udaliśmy się do reszty.
Kiedy weszliśmy do środka, ujrzeliśmy rozmawiających ze sobą spokojnie nastolatków ze strażnikami. Nie to, że coś, ale myślałem, że po powrocie do nich, będą się tłuc i krzyczeć na siebie, a ty tu jak widać szybko się pogodzili.
-O Jack! Posłuchaj! Właśnie ustaliliśmy ze Strażnikami, kto czego będzie nas uczył. Święty Mikołaj nauczy Kristoffa posługiwania się swoja mocą, Zając nas wszystkich strzelania, bo skoro jesteś też smokiem, to musisz nauczyć się celnie spluwać lodem. Piasek nauczy nas pary trików samoobrony i takich tam, a ty nauczysz nas latać!-piszczała Elza, po czym bardzo namiętnie mnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek, po czym, kiedy ujrzałem rozbawione miny strażników, po chwili się oderwałem. Posłałem im udawaną, obrażoną minę, lecz North nie zwrócił na to uwagi i zaczął gadać, a ja udawać, że go nie słucham.
-Jack, jeśli chodzi o twoją rybią moc, to mój znajomy jest Trytonem i może ci pomóc. Nazywa się Water. Mieszka na środku Oceanu Spokojnego w swoim podwodnym zamku. Zaraz wyślę do niego wiadomość o twoim przybyciu, jeśli oczywiście się zgodzisz?
-Pewnie. Nie mam nic do stracenia. No to kiedy mam do niego przybyć? -powiedziałem, zapominając o udawanym fochu.
-Za trzy dni.
-Ok. Będę na pewno. A teraz lecimy już z ekipą do domu. Ich rodzice się pewnie martwią.
Powiedziałem i ruszyłem z resztą w stronę drzwi, kiedy usłyszałem jeszcze za sobą:
-Jack!!! -krzyknął Kangur z Northem i Wróżka, a Piasek pokazał nad głową złoty wykrzyknik.
Błyskawicznie się odwróciłem i po sekundzie byłem ściskany przez bandę strażników.
-Przepraszamy. -powiedzieli szeptem, po czym mnie puścili.
-Nie gniewam się na was. Każdy popełnia błędy. -powiedziałem z uśmiechem, po czym dołączyłem do reszty.
Ciszę się, że zrozumieli w końcu swój błąd, ale denerwuje się reakcji rodziców nastolatków, po przyjęciu do świadomości tego, że ich dzieci stały się magicznymi istotami, które widzę tylko i wyłącznie dzieci czy dorośli którzy w nich wierzą, a to jest trudne.Kiedy byliśmy prze wyjściu, dałem paczce, ciepłe ubrania na czas lotu, aby nie zamarzli. Po chwili wszyscy byliśmy gotowi, więc wyszliśmy na zewnątrz. Tam po schodkach weszliśmy na dach bazy Northa, po czym zaraz po zmianie w smoka, nastolatkowie-po za Czkawką- weszli na mnie i odlecieliśmy. Czkawka leciał koło nas do końca drogi, Ćwiczył jakieś tam sztuczki lub podśpiewywał swoje ulubione piosenki. Po jakimś czasie byliśmy na miejscu. Z racji, że była noc nikt nie widział wielkiego smoka i anioła który ląduje przed domem Czkawki.Strasznie się martwiłem, ale nie chciałem aby zobaczyła to reszta, więc udawałem, że nic takiego się nie dzieje. Kiedy powróciłem do swojej starej postaci, zaczęliśmy zbliżać się do drzwi wejściowych. Z każdym krokiem brzuch bolał mnie coraz bardziej. Po chwili weszliśmy do środka. Zaraz po tym z salonu od razu dało się usłyszeć kobiecy głos:
-Czkawka? Jack? To wy?
-Yyy, tak mamo!
Po chwili na przeciw nas pojawiła się Pani Valka. Kiedy ujrzała nas wszystkich z początku bardzo się ucieszyła, ale kiesy spostrzegła moją laskę i skrzydła Czkawki, jej uśmiech zniknął z twarzy.
-Byliście na balu przebierańców? -zapytała z nadzieją.
-Mamo... no bo... ja... te skrzydła są prawdziwe. -westchnął, po czym dla dowodu nimi pomachał.
-A-a-ale jak?! -krzyknęła przerażona.- JACK! A to co za kij!? Mówiłam, że nie przynosimy śmieci z zewnątrz!
-No bo proszę pani, tak się składa, że nie mogę wyrzucić tego kija, a raczej laski, ponieważ, jakby to powiedzieć, jestem bardzo do niej przywiązany,
-A to niebieskie pasemko na włosach?
-Taki dodatek do nowych mocy.-wyszczerzyłem się głupio.
-Jakich mocy!? Dzieciaki, macie natychmiast mi wytłumaczyć, o co tu chodzi! -wygląda na to, że się zdenerwowała.
-Mamo, ja...
-To moja wina! -przerwałem Czkawce.
-Jack, ale ty nie... -zaczęła Elza.
-Przykro mi śnieżynko, ale taka jest prawda. A chyba po to tu przylecieliśmy, aby ją poznali.
-No więc słucham!
-Proszę pani. Wiem, że wierzy pani w Jacka Frosta...
-A skąd ta pewność!? Jestem w końcu dorosła i nie wierze w takie bajeczki! -wyparła się
-To dlaczego mnie pani widzi?
-A co ma to ze wszystkim wspólnego?
-Że to ja nim jestem. To ja zginąłem 300 lat temu nad pobliskim jeziorem i to o mnie są te okropne legendy.
-Nie wierze ci. -powiedziała trochę przerażona.
-To niech pani zobaczy. -powiedziałem i podszedłem do szklanki z wodą. Dotknąłem szkła, które po chwili obrosło szronem, a woda zamieniła się w lód.
-To nie możliwe... Dzieci odsuńcie się od niego! -wrzasnęła przerażona. Zabolało mnie to.
-Nie, mamo! Jack nie jest zły. Te wszystkie legendy o nim to brednie. W końcu znamy się już od tylu i nic nam nie zrobił...
-Nic wam nie zrobił?! -powiedziała przez łzy- Czkawka! Ty masz skrzydła! I mogę się założyć, że to jego wina!
-Przykro mi proszę pani. Ja naprawdę nie chciałem, aby do tego doszło. Oni są niewinni, to wszystko moja wina.
-Oni? Czyli reszta również ma moce? Coś ty im zrobił?! -zrobiła się czerwona jak pomidor, a jej wrzaski słychać było w całym domu.
-To nie on, tylko Księżyc! On nie jest niczemu winien!
-Przestań go bronić Czkawka. To potwór i tego nie zmienisz!
-A czy potwory się boją, mamo? Zawsze mówiłaś mi, że jeśli miałbym jakiś problem lub się czegoś bał, to żebym do ciebie przyszedł, a ty mi pomożesz. A Jack? On nikogo takiego nie ma! Musiał (Musiał musiał coś zrezić! XD dop.aut.) uciekać, przed oślepionymi przez Mroka przyjaciółmi! Kiedy nas znalazł, czuł się bezpieczniej! Rozumiesz!? Jednak parę godzin temu, albo i dłużej, stracił życie. Stracił je broniąc Elzy i nas wszystkich. Gdyby nie on ja, Elza albo któreś z nas, a może i wszyscy zginęlibyśmy. Jednak on się poświęcił, zużywając na to resztki swojej siły. Kiedy martwy leżał w bazie Mikołaja, Księżyc postanowił mu pomóc, tak jak i nam, ponieważ zauważył w nas coś wyjątkowego. Dlatego jesteśmy teraz duszkami! Właśnie w ten sposób mogliśmy go uratować! Dzięki niemu żyjemy i na odwrót! Nie możemy do teraz od tak porzucić, bo niby przez niego staliśmy się kimś innym. Ja jestem szczęśliwy. Oni również. A więc co jest w tym takiego złego? Dlaczego uważasz go za potwora? Dlaczego uważasz Jacka za potwora, skoro od tych 300 lat przynosi innym dzieciom radość, nadzieje i spokój. My też chcemy to robić. Przynosić tak jak on radość innym! Czy to się dla ciebie nie liczy?! -powiedział ze łzami w oczach Czkawka.
-Ale ty wiesz, że będziesz musiał zerwać z Astrid. -powiedziała podnosząc jedną brew pani Valka.
-Jack, nie na widzę cię! -powiedział śmiejąc się, na co również zaśmiała się reszta.
-No dobrze, Czkawka. Skoro jesteś szczęśliwy, to ja też będę. A i właśnie, Jack. Przepraszam cię za tego potwora i całą resztę. Poniosło mnie trochę. Wybaczysz mi?
-Oczywiście. Miała pani do tego całkowite prawo. A i dziękuje wam za pomoc.-ostatnie powiedziałem do przyjaciół.
-A reszta rodziców już o tym wie? -zapytała Valka.
-Nie. Jeszcze nie.Zaraz do nich idziemy. -powiedziała Anna.
-A może powiecie im jutro rano. Widać, że jesteście zmęczeni. A ty Jack, najszczególniej. -zaśmiała się.
-W końcu wiozłem na sobie parę dość ciężkich osób. -zaśmialiśmy się, nawet mama Czkawki, która nie miała pojęcia o co chodzi.
-No dobrze. To kładźcie się spać. A właśnie Czkawuś! Zawsze wiedziałam, że jesteś moim Aniołkiem.
-To dlaczego pokarałaś mnie tym imieniem!? -powiedział żałośnie, po czym razem z resztą się zaśmiał.
Kiedy byliśmy już na górze, w swoim pokoju zrobiłem trochę śniegu i schłodziłem temperaturę, po czym razem z Elzą zasnęliśmy w jednym łóżku
2 komentarze:
Piękny monolog Czkawuś C; podobał mi się wybuch Valki xD myślałam, że jak Kangur dowie się o rybiej stronie Jacusia, to go zaraz czymś obleje x3 rozdział fajowy (y)
Agadoo
No wiesz yy co Valka! Wstydz sie! Nie mohe sie doczekac na reakcje innych rodzicow xd
Cxekam na nexta!!!
Pozdro i WENY!!!
Prześlij komentarz